Wpisy archiwalne w kategorii

poza miastem

Dystans całkowity:19708.18 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:1026:23
Średnia prędkość:19.20 km/h
Liczba aktywności:148
Średnio na aktywność:133.16 km i 6h 56m
Więcej statystyk

2016/07/03 "Niedzielne rowerowanie z przyjaciółmi po podwarszawskich lasach"

Niedziela, 3 lipca 2016 · Komentarze(4)
Kategoria poza miastem

To była dla nas długa i urozmaicona niedziela.

O 4:20 byliśmy już na skraju lasu (co wymagało wyruszenia spod domu ok. 3:20). Kończyliśmy z niedosytem na skraju innego lasu o 22:20. Niestety obowiązki dnia codziennego nie pozwoliły dłużej cieszyć się jazdą.

Świtkiem było jeszcze sucho - choć ponuro. Prognozy pogody nie dawały złudzeń. Będzie mokro, bardzo mokro. Czekając na spełnienie się tej przepowiedni pędziliśmy leśnymi ścieżkami. Dziewczyny od rana narzuciły szybkie tempo.


Deszcz nie dał na siebie długo czekać, pozostał też z nami na całkiem długo czas.


Padało przez kilka godzin. Momentami wręcz lało. Ale jakoś nam to szczególnie nie przeszkadzało. Może dlatego, że to był tylko jednodniowy wyjazd.


Dziewicza, mokra trawa na wale wiślanym.


Wał wiślany pod Górą Kalwarią.


W drodze.


Marin świetnie się sprawdził na piachu i w trudniejszym terenie. Pewnie zjeżdżało się singlami z licznych wydm. Wciąż nie wiem, czy więcej było korzyści z łatwiejszego pokonywania takich odcinków, czy może jednak swoimi szerokimi i ciężkimi kołami więcej  wycisnął z nas sił, podczas pokonywania łatwych odcinków.


Droga.


Wąski tor.


"Siódemka".


"Na szlaku".


W drodze.


Furtka na wiadukt na 8-ką tym razem była zamknięta ...


... udało się nam ją jednak otworzyć (aby móc kontynuować wędrówkę turystycznym szlakiem).


Pawle - ja nie dam rady?!


W drodze.


Aleja.


Drugi obiad tego dnia. Kolejne wielkie pizze czekają na nas na sąsiednim stoliku.


To była bardzo miła niedziela spędzona w gronie prawdziwych przyjaciół! Dziękuję!


Dystans niezbyt długi, ale "czuje się go w całym ciele". Kilkukrotnie dłuższy dystans i czas spędzony na szosie, u mnie nie pozostawia po sobie aż tak dotkliwych skutków, ale też nie daje tylu przeżyć i wrażeń.

2016/07/02 1/2 "Przewietrzenie Samuraja"

Sobota, 2 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria poza miastem

Wymarzony, starannie wybrany, wyczekany ... "Samuraj". Długo czekał na wyjazd. ... jakoś nie było okazji. A że jest przewidziany jako rower wyprawowy ... czekał cierpliwie na wakacje. No i wreszcie trafiła się okazja.

Jest super! Na równiutkiej szosie idzie prawie jak szosówka - tzn. jak szosówka z kołami 42C. Za to na dziurawym asfalcie, na szutrze, na polnych i leśnych drogach, w terenie ... idzie jak góral. W zasadzie nie trzeba przejmować się nagłą zmianą nawierzchni, nie trzeba starannie planować trasy. W terenie pełna wolność i niezależność, a na szosie lekkość i szybkość. Do tego mnóstwo punktów mocowania dla gratów i w 100% prawdziwa stal!


Na wale wiślanym.


Wisła.


Tradycyjnie - żurek w Górze Kalwarii.


W Chynowie nietypowe spotkanie - końska pielgrzymka do Częstochowy.


Rzadko kiedy trafia się jechać za końskimi zadami.


Jak dla mnie o jakieś czterdzieści stopni za dużo.


"Samuraj" na rynku w Warce.


W drodze powrotnej przerwa na kawę w cukierni w Górze Kalwarii.




2016-06-19 "Upalny weekend za Bugiem" 2/2

Niedziela, 19 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Szczegóły - patrz dzień I

Fotorelacja dzień II

Rankiem na biwaku. Michaś pokazuje Michałowi swój domek.


Biwak nad ranem.


Madzia.


Na biwaku jest fajnie, ale w końcu trzeba wyruszyć w dalszą drogę.


Koszary. Tuż przy granicy z Białorusią.


Bociany - spotykamy je tu niemal na każdym kroku.


Granica. Z roku na rok coraz bardziej przypomina granicę. Pamiętam czasy tuż po jej wytyczeniu, kiedy funkcję słupów granicznych pełniły słupy energetyczne z pomalowanymi ukraińskimi barwami narodowymi i tryzubami.


Na granicy.


W drodze.


Poleski piach.


Michał bardzo lubi opiekować się małymi dziećmi.


Zbieramy jagódki. W tym roku wyjątkowo obrodziły. Gdyby nie te komary ...


Dobre jagódki!


Czasem z boku drogi piaszczystej trafi się miły singielek.


W drodze.


We wsi.


Od czasu do czasu trzeba przeliczyć kasę.


W niedzielę akurat wypadało święto - Zesłanie Ducha Świętego na Apostołów zwane Pięćdziesiątnicą.


Gdzie się pojawiliśmy, wzbudzaliśmy zainteresowanie.


W drodze.


Nad Jeziorem Pulemieckim.


Wystarczyła chwila, aby dzieci opanowały łódki. Po kolei wszystkie.


Nad Jeziorem Pulemieckim.


Jezioro Pulemieckie.


W drodze. Objeżdżamy jezioro.


W drodze wokół Jeziora Pulemieckiego.


W drodze.


W drodze.


W drodze.


Jak widać z przyczepką da się spokojowo poruszać w urozmaiconym terenie.


W drodze.


Przeprawa przez kanał.


Przeprawa. ... po chwili i tak dzieci kąpały się w najlepsze. A ile przy tym gzy, meszki i komary miały do pojedzenia.


Kanał zasilający Jezioro Pulemieckie.


Bunkier - kolejne dobre miejsce do zabawy.


„Mój ci jest ! mój ci jest!”


Hopaj!


To się nazywa zaufanie do wujka!


W drodze.


W drodze.


Starych bruków na Polesiu jest pod dostatkiem.


Jasne błękitne okna.


W drodze.


W drodze.


Adamczuki - na rozstaju dróg.


Przez łąki.


W drodze.


W drodze.


W drodze.


Nawet najfajniejsza wycieczka kiedyś się kończy. W drodze na przejście graniczne.


Na granicy z uwagi na święto, jest niemal zupełnie pusto, jak nigdy. Po ukraińskiej stronie odprawa zajmuje dosłownie kilka chwil. Wjeżdżamy do Polski.


Po polskiej stronie, pomimo, że jest całkowicie pusto odprawa zajmuje prawie godzinę. W tym czasie komary tną nas jak oszalałe. Jak zwykle nie wiadomo jak odprawić rowery.


Kolejny komplet pieczątek. Niedługo trzeba będzie przyjechać po kolejne.


Prawie cała ekipa. Od lewej Grześ, Wojtek, Michaś, Przemek, Madzia, Paweł, Kuba, Paweł, Michał i Magda. Poza fotografią nastoletni Staś, który postanowił za wszelką cenę chronić swój wizerunek przed wścibskim obiektywem.



Setup.



Nowiutka torba KTMa urwała się po niecałych dwóch godzinach użytkowania!


Wypełniona: - jednoosobowy ultralightowy namiot MSR (ok. 1 kg) - dwa piwa. Porządnie ściągnięte paski. Nic nie latało. Zerwało się po jeździe na asfalcie i szutrze/piachu. Dobrze, że to nie było na wyjeździe w prawdziwym terenie. Kolega właśnie ją odebrał i chciał zobaczyć jak się z tym jeździ. Tego uszkodzenia się właśnie obawiałem - to chyba najsłabszy element tej torby. Zawieszka jest z tkaniny z krótkich odcinków włókna, bez obszycia, podwinięcia, zabezpieczenia końców - jak strzeli to od razu się rozejdzie. Choć u mnie na razie nic się nie dzieje, to pierwsze co zamierzam zrobić, to zmienić ten materiał na taśmę. Wożę tę torbę na szosie gdzie wymagania są zdecydowanie mniejsze i jak na razie wszystko gra. Nie stosowałem jej w teren właśnie z uwagi na delikatne mocowanie. Co do przemakania - przemokła mi przy niezbyt dużym deszczu. Ja i tak, nawet w teoretycznie nieprzemakalnych sakwach wożę wszystko zabezpieczone przed wilgocią więc mnie to akurat nie boli.

2016-06-18 "Upalny weekend za Bugiem" 1/2

Sobota, 18 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Sobota, 18 czerwca 2016

Kol. Dorohusk - Okopy Nw. - Berdyszcze [przejście graniczne "Dorohusk" (PL)] - rz. Bug [PL->UA] – d. Wilczy Przewóz [przejście graniczne "Jagodzin" (UA)] - Jankowce - Równo – Borowa – Smolary Rogowe – (Kanał Prypeci) – Smolary Stoleńskie – Holadyn – Brzezina – Świtaź – Jez. Świtaź - Lipowa – Zalesie - ...
Przekroczenie granicy PL-UA na przejściu drogowym Dorohusk-Jagodzin. Czas przekraczania granicy ok. 0:35 (ok. 9:40-10:15 CWE). Wcześniej uzyskana zgoda na przekroczenie granicy rowerami.

Nocleg w namiotach w lesie na płd-zach od wsi Zalesie.
Czas w drodze: ok. 13h40' (ok. 7:40 - ok.22:20 CWE).

Niedziela, 19 czerwca 2016

... - Koszary – Pulemiec – Uroczysko Łuczki – (Jez. Pulemieckie) – (Ostrowie) – Pulmo – (Zalesie) - Grabów – Adamczuki – Zabuże – Wólka Uhruska – Opalin – Huszcza – Równo - Jankowce – d. Wilczy Przewóz [przejście graniczne "Jagodzin" (UA)] - rz. Bug [PL->UA] - Berdyszcze [przejście graniczne "Dorohusk" (PL)] - Okopy Nw. - Kol. Dorohusk

Przekroczenie granicy UA-PL na przejściu drogowym Jagodzin-Dorohusk. Czas przekraczania granicy ok. 1:10 (ok. 21:30 CWE-21:40). Wcześniej uzyskana zgoda na przekroczenie granicy rowerami.

Czas w drodze: ok. 12h15' (ok. 10:25 CWE - ok. 21:40).
Nazwy geograficzne wg mapy archiwalnej: Mapa Taktyczna Polski 1:100 000, Wojskowy Instytut Geograficzny (WIG), Warszawa; arkusze: Chełm (pas 44, słup 37; wyd. 1931), Opalin (pas 43, słup 37; wyd. 1933), Świtaź (pas 43, słup 38; wyd. 1933), Włodawa (pas 42, słup 37; wyd. 1933).

Mapa wykorzystywana do nawigacji w terenie: Mapa topograficzna Ukrainy 1:200.000, Wojskowe Zakłady Kartograficzne, Kijów; arkusz Obwód Wołyński (wyd. 2005).

Przejazdy - podróż TAM (Warszawa - Dorohusk):
18.06.2016 Warszawa (ok. 04:10) - Dorohusk (ok. 07:05) (ok. 260 km) [przejazd samochodem; pozostawienie samochodu w Dorohusku - bez opłat]
Przejazdy - podróż POWRÓT (Dorohusk- Warszawa):
19.06.2016/20.06.2016 Dorohusk (ok. 22:05) - Warszawa (ok. 01:55) (ok. 260 km) [przejazd samochodem]

Fotorelacja

Na dobry początek zaplatanie warkoczyków.


Śniadanie.


Bez problemu wjeżdżamy na przejście graniczne. Wcześniej uzyskaliśmy zgodę na przekroczenie granicy na rowerach.


Lekko znudzone oczekiwaniem na ostemplowanie wszystkich paszportów dzieci, zaczynają dokazywać.


Po odprawie po polskiej stronie przekraczamy graniczny Bug.


"Ukraina witaje nas"!


Huśtawka przy sklepie.


Niewiele trzeba, aby dobrze się razem bawić pomimo sporej różnicy wieku.


Internety czekają na nowe foty.


W drodze. Równiutki asfalt, wiatr w plecy, procenty we krwi, ... czego chcieć więcej.


Kolejny sklep na trasie.


We wsi.


Wjeżdżamy w krzal.


W krzalu.


W zasadzie sakwy wziąłem tylko po to, aby w krzalu nie zabrakło nam paliwa.


Michał nie przepuści żadnej butelce.


Wojtek.


We wsi.


W drodze.


We wsi.


We wsi.


We wsi.


Kolejny sklep niczym oaza na pustyni.


Michaś jest pierwszy raz na Ukrainie i pierwszy raz na klubikowej wycieczce. Chyba mu się tutaj spodoba.


W sklepie.


W drodze.


W drodze.


Poleski trakt.


Pod wieczór, po przebiciu się przez piachy, docieramy nad Świtaź.


Dzieci tylko na to czekały.


Nad Świtazią.


Świtaź.


Nad Świtazią każdy znajdzie coś miłego dla oka.


Jest też fauna.


Nad Świtazią.


Czerwcowy dzień jest długi, ale w końcu przychodzi kres i trzeba wziąć wodę i rozejrzeć się za jakimś miejscem do spania.


Poleski bruk.


Na biwak zatrzymujemy się w lesie. Jest nieprzyzwoicie ciepło i gryzą nas komary.


Obiadokolację jak zwykle gotujemy na ognisku.


Tata zaraz nakarmi.


Kasza jęczmienna z liofem. Klasyczny wypełniacz i jeden liof na cztery osoby. Smacznie, zdrowo i "budżetowo".


Ciąg dalszy - patrz: Dzień II





2016/06/04 "Miało być dobrze, a wyszło jak zawsze"

Sobota, 4 czerwca 2016 · Komentarze(4)
Kategoria 500, poza miastem, relaks

W sumie to nie bardzo jest co pisać. Z grubsza, po prostu najpierw pojechałem na północ, potem na południe.

Odwiedziłem kilka niezwykle malowniczych miejsc, które bardzo lubię - m.in. tereny na wschód od Mławy i Warmię.

Pogoda była całkiem niezła. Na początku było upalnie, potem przeszedł front. Dopadła mnie jedna ulewa, inne przeszły bokami. Po przejściu frontu się ochłodziło. W nocy i potem jeszcze do przedpołudnia jechałem w zimowej czapce i komplecie ubrań jakie miałem ze sobą. Przez cały weekend mocno wiało. W sobotę jechałem pod wiatr, w niedzielę z wiatrem.

Wciąż nie zebrałem się, aby znaleźć odpowiednie siodło. Tym razem była masakra, jeszcze przed pierwszą setką ból tyłka był taki, że momentami ledwo wytrzymywałem. Na koniec miałem dwie rany (!) na pośladkach. Spodenek z wkładką też nie miałem.

Dawniej jeździłem w skórzanych butach turystycznych. Musiało zdrowo popadać, aby przemokły. Teraz jechałem w rowerowych SPD - po kilku kroplach deszczu miałem mokro w butach. Chyba wrócę do wypróbowanych rozwiązań.

Nie miałem wcześniej żadnego konkretnego planu. Sporo czasu zeszło mi na planowanie trasy i obsługę map po drodze.

Przy okazji takich przejazdów lubię sobie coś smacznego zjeść, napić się kawy, zjeść dobry deser. Tym razem też korzystałem, gdzie to tylko było możliwe.

Drogi o najgorszej nawierzchni trafiły mi się na Warmii, akurat w nocy. Momentami prawie stałem w miejscu. Wytelepało mnie, a szczególnie dotkliwie odczuł mój obolały tyłek.

Całkowity zmrok tam na północy nastał późno. Jeszcze grubo po godz. 22 jechałem bez świateł. Dla bezpieczeństwa miałem włączone migające lampki "pozycyjne", ale drogi nie trzeba było oświetlać. Wiele uroku dodawał wolno zapadający zmierzch na wąskich, krętych drogach, pośród pagórków i jezior. Rechot żab był tak głośny, że trudno było usłyszeć własne myśli. Lubię jazdę o zmierzchu i bardzo wczesnym świtem, kiedy jeszcze lub już coś widać, ale świat już lub jeszcze nie jest rozbudzony do pełnego życia.

W sumie, jak na tereny pozagórskie, zebrało się całkiem sporo podjazdów. 2841m to więcej niż wjechać z poziomu morza na Rysy. Zadziwiające jest jak ciśnieniowy wysokościomierz licznika precyzyjnie mierzy różnicę wysokości. W horyzoncie czasowym ponad 32 godzin, na poziomie prawie 3000m, pomimo przejścia frontu atmosferycznego i kilku burz i pomimo kilku kalibracji po drodze, łączna suma zjazdów zmierzona przez wysokościomierz wynosiła 2839m. To tylko 2 metry różnicy na dystansie ponad 600km!


Znowu nie starczyło mi czasu na zrobienie tego co bym chciał. Wyjechałem zbyt późno i bez planu. Niestety wcześniej nie miałem czasu ani sił na przygotowanie się. W piątek, po zrobieniu lekcji, spakowaniu i odwiezieniu dzieci, dotarłem do domu grubo po północy. Nie miałem już siły na zebranie się na wyjazd. Padałem na pysk ze zmęczenia i całotygodniowego niewyspania. Byłem w stanie się za to zabrać dopiero w sobotę rano. A zaraz po powrocie, kiedy chciałoby się odpocząć i przespać ... wsiadłem w samochód i pojechałem po dzieci. Ponad 150 km za kółkiem - niby to nic, ale po tylu godzinach na rowerze to dopiero była dla mnie masakra. Spać położyłem się znowu grubo po północy.

Gdybym miał więcej czasu do dyspozycji i gdybym mógł sobie pozwolić na ryzyko ewentualnego spóźnienia, w kilku miejscach inaczej poprowadziłbym trasę.

Mini-fotorelacja.

Wyjazd z Warszawy.


Dębe. W dzieciństwie przyjeżdżałem tu często rowerem, wałem z pobliskiego Nowego Dworu Mazowieckiego.


Tradycyjnie już przerwa na kawę w cukierni w Nasielsku. W drodze powrotnej, pomimo pośpiechu, też sobie nie odmówiłem.


Przyjemne z pożytecznym - czyli planowanie trasy na bieżąco. Akurat byłem cały przemoczony po ulewie.


Obwodnica Ciechanowa. Staram się unikać DDRów. Tutaj muszę przyznać, że całkiem przyzwoicie się jechało.


Starałem się jechać mało uczęszczanymi i bardzo lokalnymi drogami.


Nie było tablicy na wjeździe do warmińsko-mazurskiego.


Uwięziony w kanale Orzyc pod Janowem. 


Muszaki. Torów już nie ma. 


Miałem tędy jechać. Niestety szosa to nie terenówka. Pojechałem okrężną drogą przez Nidzicę.


Lidzbark Warmiński - punkt zwrotny.


Orneta.


Na wyjeździe z Ornety były znaki informujące o zamknięciu mostu na Pasłęce i objeździe. Pomyślałem, że jakoś się przebiję...


... ale na miejscu nie wyglądało to najlepiej...


Udało się przebić z poziomu rzeki. W tle stary most na nieistniejącej już dawno linii kolejowej.


Pasłęka.


No i są moje ulubione aleje wreszcie w świetle dziennym.


Aleja.


I jeszcze jedna aleja.


I jeszcze jedna. Lubię je.


W Olsztynku.


Na rozdrożu.


Tutaj dla odmiany nie było tablicy wjazdowej do mazowieckiego.


Są i moje ulubione wierzby. W ogóle uwielbiam krajobrazy na wschód od Mławy. Byłem tam wiele razy i lubię tam wracać.


Narew poniżej elektrowni w Dębem.


Wjazd do Warszawy. Po remoncie ulicy Marywilskiej powstało bardzo wygodne pobocze. Niestety zanika na wysokości skrzyżowań.


Na koniec jak zwykle pod Stadionem Narodowym.


621,84 km w czasie 24:21 netto.

Trasa:
Warszawa – Michałów Grabina – Rembelszczyzna – Kąty Węgierskie – Wola Aleksandra – Stanisławów Drugi – Michałów Reginów – Łajski – Poniatów – Dębe – Lorcin – Chrcynno – Nasielsk – Mazewo Włościańskie – Mazewo Dworskie – Świerkowo – Latonice – Nowe Miasto – Karolinowo – Gucin – Radziwie – Nowa Wieś – Dąbrowa – Ojrzeń – Rzeszotko – Młock – Gostomin – Kownaty Borowe – Kownaty Żędowe – Niechodzin – Ciechanów – Przążewo – Niestum – Szulmierz – Leśniewo Dolne – Grudusk – Wiksin – Rąbież Gruduski – Rzęgnowo – Szumsk – Dzierzgowo – Stegna – Brzozowo Dąbrówka – Brzozowo Nowe – Nowe Łączyno – Grzebsk – Nowa Wieś Wielka – Waśniewo Gwoździe – Waśniewo Pawełki – Bukowiec Wielki – Szczepkowo Borowe – Szczepkowo Gierwarty – Janowo – [d. granica Polska/Prusy Wschodnie] – Komorowo [d. Kamerau] – Zawady [d. Sawadden] – Grabówko – Muszaki [d. Muschaken] – Więckowo [d. Wientzkowe] – Módłki [d. Modlken] – Grzegórzki [d. Gregersdorf] – Nidzica [d. Neidenburg (Nibork)] – Napiwoda [d. Grünfliess] – Moczysko – Zimna Woda [d. Kaltenborn] – Nowe Borowe [d. Neu Borowen] – Jedwabno – Burdąg [d. Burdunge] – Narejty [d. Nareythen] – Pasym [d. Passenheim] – Grzegrzółki [d. Kukukswalde] – Rusek Wielki [d. Gr. Rauschken] – Rusek Mały [d. Kl. Rauschken] – Mycółka [d. Mietzelchen] – Sąpłaty [d. Samplatten] – Rumy [d. Rummy] – Leszno [d. Gr. Leschn] – Bartołty Wielkie [d. Gr. Bartelsdorf] – Klimkowo – Ramsowo [d. Ramsau] – Wipsowo [d. Wieps] – Kiersztanowo [d. Kirsdf. (Kierztanowo)] – Jeziorany Kolonie – Jeziorany [d. Seeburg] – Wójtówko [d. Voigtshof] – Ustnik [d. Lichtenhagen] – Modliny [d. Modlainen] – Żegoty [d. Siegfredswalde] – Klutajny [d. Klotainen] – Medyny [d. Medien] – Lidzbark Warmiński [d. Heilsbe (Licbark)] – Lauda [d. Lawden] – Ignalin [d. Reimerswalde] – Runowo [d. Raunau (Runów)] – Babiak [d. Frauendorf] – Grabniak – Miłkowo [d. Millenberg] – Mingajny [d. Migehnen (Migeny)] – Orneta [d. Wormditt] – Kol. Orneta – Głodówko [d. Karneyen] – Miłakowo [d. Liebstad (Libsztat)] – Lipówka [d. Lindenhof] – Książnik [d. Herzogswalde] – Boguchwały [d. Reichau] – Wilnowo [d. Willnau] – Ględy [d. Gallinden] – Gucin – Mostkowo [d. Brücken] – Łukta [d. Locken] – Spórka [d. Sporken] – Worliny [d. Worleinen] – Łęgucki Młyn – Łęguty [d. Vw. Langgut] – Podlejki [d. Podleiken] – Biesal [d. Biessellen (Bieża)] – Guzowy Młyn – Mańki [d. Manchengut] – Samagowo [d. Sabangen] – Ameryka – Olsztynek [d. Hohenstein] – droga techniczna przy S7 (Pawłowo [d. Paulsgu] – Waplewo [d. Waplitz] – Frąknowo [d. Frankenau] – Rączki [d. Rontzken] – Załuski [d. Saluske] – Litwinki [d. Littfinken]) – Nidzica [d. Neidenburg (Nibork)] – Piotrowice [d. Piotrowitz] – [d. granica Prusy Wschodnie/Polska] – Górowo Trząski – Nowa Wieś Dmochy – Krajewo Wielkie – Stare Połcie – Majki Zagroby – Pokrzywnica Kuce – Janowiec Kościelny – Miecznikowo Kołaki – Miecznikowo Cygany – Jabłonowo Dyby – Jabłonowo Maćkowięta – Jabłonowo Adamy – Turowo – Turówek – (Załęże) – Wieczfnia Kościelna – Pogorzel – Grzybowo – Windyki – Stara Sławogóra – Szydłówek – Szydłowo – Giednia – Sosinówka – Młodynin – Trzpioły – Jeże – Żmijewo Łabędy – Żmijewo Kościelne – (Konopki) – Rosochy – Piaski – Pniewo Wielkie – Pniewo Czeruchy – Pawłowo – Chruszczewo – Ciechanów – Mieszki Atle – Bieńki Karkuty – Gołotczyzna – SońskGąsocin – Kałęczyn – Bylice – Wyrzyki – Klukowo – Bruliny - Świerkowo – Mazewo Dworskie – Mazewo Włościańskie – Nasielsk – Chrcynno – Lorcin – Dębe – Poniatów – Łajski – Michałów Reginów – Michałów Reginów – Wola Aleksandra – Kąty Węgierskie – Rembelszczyzna – Michałów Grabina – Warszawa


- mapa wykorzystywana do nawigacji w terenie: Mapa topograficzna Polski 1:100.000 (wydanie turystyczne), Wojskowe Zakłady Kartograficzne, Warszawa; arkusze: Warszawa-Wschód (nr N-34-139/140; wydanie II; 2001), Wołomin (nr N-34-127/128; wydanie II; 2004), Legionowo (nr N-34-125/126; wydanie II; 2006), Ciechanów (nr N-34-113/114; wydanie I; 1995), Mława (nr N-34-101/102; wydanie I; 1995), Szczytno (nr N-34-89/90; wydanie III; 2006), Olsztyn (nr N-34-77/78; wydanie II; 2002), Bartoszyce (nr N-34-65/66; wydanie I; 1995).


- mapa archiwalna wykorzystywana w celach krajoznawczych (na terenie d. Prus Wschodnich): Mapa Taktyczna Polski 1:100 000, Wojskowy Instytut Geograficzny (WIG), Warszawa; arkusze: Janowo-Nibork (Neidenburg) (pas 35, słup 31; wyd. 1931), Passenheim (Pasym) (pas 34, słup 31; wyd. 1931), Ortelsburg (Szczytno) (pas 34, słup 32; wyd. 1927), Sensburg (Ządzbork) [ob. Mrągowo] (pas 33, słup 32; wyd. 1931), Allenstein (Olsztyn) (pas 33, słup 31; wyd. 1931), Heilsberg (Licbark) [ob. Lidzbark Warmiński] (pas 33, słup 32; wyd. 1930), Wormditt (Orneta) (pas 32, słup 30; wyd. 1931), Mohrungen (Morąg) (pas 33, słup 30; wyd. 1931), Ostróda (Osterode) (pas 34, słup 30; wyd. 1932), Uzdowo i Dąbrówno (Gilgenburg) (pas 35, słup 30; wyd. 1929).



2016/05/21 "To się lubi, co się ma"

Sobota, 21 maja 2016 · Komentarze(14)
Kategoria poza miastem, 500, relaks

Zazdroszczę wszystkim tym, którzy mogą swobodnie dysponować wolnym czasem i kiedy tylko nadarzą się sprzyjające warunki mogą po prostu wsiąść na rower i pojechać. Bycie wdowcem z dwójką małych dzieci jednak bardzo ogranicza możliwości wyjazdowe. Nawet jeżeli udałoby się świetnie zorganizować codzienne sprawy, pracę, szkołę, dom i wszystkie inne duperele, to i tak pozostaje w zasadzie tylko jeżdżenie do pracy oraz terenowe wycieczki z dziećmi (osoby z dziećmi zapraszam do współpracy ). Czasem ktoś się nade mną ulituje i zaoferuje pomoc zajmując się dziećmi, ale i wtedy trudno jest wybrać się na jakąś atrakcyjną trasę, bo po prostu brakuje już na to czasu i energii. Dzieci trzeba wyekwipować, odwieźć, odebrać o cywilizowanej porze i przygotować do kolejnego dnia w szkole. Odpadają więc od razu co fajniejsze trasy ze względu na czas i odległość. Nie da się skorzystać z optymalnych połączeń kolejowych, zaplanować powrót późną porą, wykorzystać sprzyjającą pogodę, itp. Po prostu żal. Nic więc dziwnego, że kiedy w ostatniej chwili dowiedziałem się, że mógłbym mieć wolny weekend, nie patrząc na zmęczenie, permanentne niewyspanie oraz nękające mnie od kilku dni przeziębienie postanowiłem skorzystać.

Piątkowy bardzo późny wieczór - w domu "sajgon", ale dzieci odwiezione i prawie dwa dni do dyspozycji. Tylko ... siły brak. Byłem tak zmęczony i niewyspany, że nie byłem w stanie ani się zebrać i spakować ani niczego zaplanować. Choć czułem czym to się skończy postanowiłem zostawić to na rano. Zresztą i tak nie pospałem bo tak mnie męczył kaszel i bolące gardło, że kilka razy budziłem się i próbowałem coś z tym zrobić. Posunąłem się nawet do wypicia mieszanki kurkumy i kardamonu z cytryną i miodem. Ale i to nie pomogło.

Ranek zgodnie z przewidywaniami przedłużył się bardzo. Za bardzo. Jakimś cudem się zebrałem, ale wciąż nie miałem planu, choćby zarysu trasy. W końcu panika zmarnowania wolnego weekendu była tak wielka, że po prostu rzuciłem okiem na prognozę pogody, wybrałem ćwiartkę Polski po której się pokręcę, zabrałem ze sobą kilkanaście map, i mając w planie "się zobaczy po drodze" o godzinie 10:10 wyszedłem z domu. DOPIERO o 10:10 - połowa dnia ZMARNOWANA!

Aby nie tracić więcej czasu postanowiłem z Warszawy wyjechać jak najprościej. Wybór padł na Górę Kalwarię. Dosyć już miałem jeżdżenia szosówką po żwirowym wale, pojechałem więc przez naokoło przez Wilanów w stronę Powsina. Nie znałem tej trasy, a nie chciało mi się montować mapnika i wyjmować map, pojechałem więc z nadzieją, że nad Wisłę trafię za innymi szosowcami. Nie pomyliłem się. Dzień był pogodny, więc okolica wyglądała jak trasa Wyścigu Pokoju. Zagadana przeze mnie para miłych szosowców wzięła mnie na koło i doprowadziła do asfaltowej trasy przy wale wiślanym. Tam się pożegnaliśmy, a ja poleciałem dobrze mi znaną trasą w kierunku Góry Kalwarii. Im dalej tym szosowców było mniej, na południe od Góry Kalwarii nie spotkałem już nikogo. Na podjeździe w Górze Kalwarii spotkałem Roberto.

Ponieważ byłem w niedoczasie, po zjedzeniu żurku w Górze Kalwarii dalej poleciałem na Pionki trasą znaną mi z niedawnego wyjazdu do Lwowa. W Pionkach, poirytowany brakiem miejsca do siedzenia na Orlenie skusiłem się na zapiekankę w budzie nieopodal stacji. I tak potrzebowałem chwili czasu na spojrzenie na mapy i wyznaczenie jakiegoś zgrubnego planu dalszej jazdy. Nigdy nie byłem w Sandomierzu, to znaczy byłem nie raz przejazdem w drodze na Ukrainę. Pomyślałem więc, że to niezła okazja na zajechanie na sandomierki rynek. Wybrałem jakieś składające się w mniejszą lub większą całość boczne drogi i ruszyłem. Najpierw na Czarnolas, potem miałem jechać na Kazimierz. Nie bardzo jednak miałem ochotę jechać główną drogą oraz później przebijać się przez Puławy. Chodziło mi po głowie, że w Kazimierzu jest prom przez Wisłę. Zajechałem więc od strony Janowca. Bardzo miłe miasteczko. Żałowałem, że jestem w trasie bo miło by się posiedziało przy piwie w jednej z knajpek.

Prom rzeczywiście był. Po krótkim oczekiwaniu udało się przeprawić (opłata 6 zł). Droga po wschodniej stronie Wisły nie jest asfaltowa. W Kazimierzu zjadłem tylko lody i się zmyłem. Kupa ludzi. Gdybym nie był sam to pewnie byłoby fajnie. Można by było w miłym towarzystwie posiedzieć, coś zjeść, napić się dobrej kawy. Samemu mi się po prostu nie chciało. W oko wpadła mi dziewczyna, która snuła się po kazimierskim rynku z wazonem pełnym róż na sprzedaż. Brakowało jednak romantycznych facetów chcących uszczęśliwić swoje ukochane kobiety.

Za Kazimierzem zaczęły się pagórki. Zaskoczony byłem tym, że jestem w stanie podjeżdżać te podjazdy na szosowym napędzie. W dół śmigało się bardzo przyjemnie. Udało mi się nawet przekroczyć 60 km/h. Dla takiego jak ja, początkującego użytkownika roweru szosowego to było spore wydarzenie.

Chciałem wykorzystać jak najwięcej dnia, tym bardziej, że wyjechałem tak późno, że wstyd mi było przed samym sobą. Gnałem więc na południe. Okolica rolnicza, a raczej sadownicza, jak dla mnie mało ciekawa. Miałem nadzieję, że dociągnę na raz do Sandomierza, ale jak spojrzałem na mapę to postanowiłem jednak zjeść coś po drodze. W Józefowie nad Wisłą trafiłem całkiem miłą pizzerię. Ledwo zmieściłem w siebie małą pizzę.

Dzień jest już długi. Do tego akurat była pełnia księżyca. Nic więc dziwnego, że jeszcze po godzinie 21 lampki używałem tylko w charakterze świateł pozycyjnych. W końcu jednak zrobiło się ciemno i trzeba było jechać na światłach. Na skraju jednej z wsi napotkałem patrol policji spisujący akurat miejscowego rowerzystę - czyżby akcja w stylu "trzeźwość na dwóch kółkach"? Odkąd zrobiło się ciepło, po zmroku po wioskach w zasadzie trudno znaleźć miejsce - sklep/przystanek bez grupy pijącej tam napoje wyskokowe. Po pewnej godzinie robi się głośno i czasem niezbyt przyjaźnie.

Sandomierz przyszło mi "zwiedzać" po zmroku. W sumie to dobrze, bo rynek miał dzięki temu bardzo fajny klimat. Ludzie siedzieli w knajpach, spacerowali. Tu znowu żałowałem, że jadę samotnie. Fajnie by było spędzić tu trochę czasu. Objechałem rynek. Nie było sensu samemu siadać w knajpie, pojechałem więc na dół na Orlen i tam przy dwóch dużych kawach zaplanowałem dalszy przebieg trasy. Żałowałem, że mam tak mało czasu, bo podobnie jak sandomierskiego, tak nie widziałem rynku zamojskiego, przejeżdżając obwodnicą tego miasta dziesiątki razy w drodze na Ukrainę. Niestety Zamość tym razem był poza moim zasięgiem czasowym.

Z Sandomierza wyruszyłem w noc. Zrobiło się zimno. Założyłem prawie wszystko na siebie, a i tak mną telepało. Niestety przeziębienie dawało mi coraz bardziej w kość. Od początku miałem problem z głębszym oddechem. Niemal co chwila wypluwałem z siebie masę jakiegoś zielonego, na zmianę z brązowym, gęstego syfu. Co jakiś czas trafiał się skrzep z krwią. Na początku się tym trochę przejąłem, ale później uznałem za typowe. Gardło bolało tak, jak bym próbował połknąć szkło lub gwoździe, bolały mnie zatoki i generalnie całe ciało. Kasłałem. Po zmroku doszło jeszcze to telepanie. No ale jakoś się jechało. Zimą przynajmniej nie ma tych wszystkich zarazków w powietrzu i można spokojnie śmigać. Ale to wszystko to i tak pikuś w porównaniu do bólu tyłka, który z każdym kilometrem kontaktu tej części ciała z siodłem, tylko się nasilał.

Świt zastał mnie gdzieś w rejonie Zachodniego Roztocza. Momentami było tam jak na pogórzu. Wzgórza poprzecinane dolinami, wiele podjazdów i zjazdów. Niestety drogi na Lubelszczyźnie są w tak tragicznym stanie, że w wielu miejscach po prostu trudno było w ogóle jechać, o zjazdach nie wspominając. Po prostu Ukraina w Polsce!

W sumie to nawet dobrze, że ten odcinek przyszło mi pokonywać w nocy. Sporo tam nabudowali DDRów i innych szlakopodobnych tworów - np. słynne GreenVelo - w nocy mogłem przynajmniej swobodnie ciąć drogą, za dnia pewnie by na mnie trąbili i koniecznie chcieli przekierować na drogę dla rowerów. o ewentualnym spotkaniu z policją nie wspominając.

Noc ciężko zniosłem, zaległości w śnie i zmęczenie przeziębieniem nie dodawały skrzydeł. Wręcz przeciwnie. W efekcie miałem żenujący czas i prędkość średnią. Do tego wszystkiego przyczynił się też niesprzyjający wiatr. W ogóle miałem wrażenie, że prognozy pogody pod tym względem nie sprawdziły się. Wiatr miał nie przeszkadzać, tymczasem, choć niezbyt silny, wiał tak, że stanowił dla mnie dodatkowe obciążenie. Zacząłem się nawet obawiać czy zdążę wrócić na czas. Podświadomie myślałem o sposobach ewentualnej ewakuacji komunikacją. No ale było jeszcze na tyle wcześnie, że myśli te postanowiłem odłożyć na później.

W międzyczasie podjadałem trochę słodkiego. Niestety słodkie w efekcie usypia. "Uratował" mnie Orlen w Wysokiem. Gorąca kanapka i duży kubek herbaty podniosły mnie na nogi. Niestety nie uratowały bolącego tyłka. Wlokłem się więc niezbyt szybko przez niezbyt przeze mnie lubianą Lubelszczyznę na północ. Bolący tyłek, niesprzyjający wiatr, dziurawe drogi i liczne podjazdy były jak kłody rzucane pod nogi. Do tego szybko zrobiło się upalnie. Termometr wskazywał ponad 30C - jak dla mnie to o 30 za dużo.

Lublin, Świdnik i Łęczną celowo minąłem bokiem. Nie miałem ochoty wbijać się w miasta. Gdybym miał więcej czasu to w ogóle trasę poprowadziłbym inaczej, ale robiło się coraz później, a ja niezbyt przybliżałem się do Warszawy. Nie mogłem już sobie pozwolić na zapuszczenie się w ciekawsze okolice. Minąłem Lubartów i mozolnie kręciłem na Warszawę. Największym moim zmartwieniem było tak ustawić tyłek względem siodełka aby bolało jak najmniej. Z każdym kilometrem żałowałem, że nie założyłem do szosówki skórzanego Brooksa. Naturalne materiały, takie jak skóra czy wełna sprawdzają mi się znacznie lepiej niż syntetyki.

Wieprz przekroczyłem pod Jeziorzanami. Panował tam prowincjonalny klimat sennego miasteczka - jak z dwudziestolecia międzywojennego. Ależ fajnie byłoby tam posiedzieć, wypić parę piw, popatrzeć na ludzi. Niestety ... czas już naglił.

Pięćsetka stuknęła pod Adamowem. Nigdy wcześniej nie jeździłem takich dystansów, a tu już kolejna z rzędu w tym roku. Dopóki sam nie spróbowałem wyobrażałem sobie, że to jest poważne wyzwanie, teraz wiem, że to jest po prostu tylko kwestia dłuższego czasu jazdy i trochę niewygód, za to satysfakcja z pokonania takiego dystansu jest spora. Żeby jeszcze mieć jakiś sensowny czas ... Z tej okazji zafundowałem sobie w nagrodę duże lody w tradycyjnej cukierni. Dowlokłem się do Krzywdy i tam coś się zmieniło. Może to wiatr zaczął zmieniać kierunek - sam nie wiem. Ale ani nie przestał mnie boleć tyłek, ani nagle nie ozdrowiałem, ani upał nie zelżał w swoim apogeum, jednak wstąpiły we mnie nowe siły. Chwyciłem kierownicę w dolnym chwycie i pomknąłem. Na liczniku przybywało kilometrów ale także rosła moja prędkość. Jakież było moje zdumienie, początkującego użytkownika roweru szosowego, kiedy mając za sobą ponad 500km niemal nieprzerwanie leciałem z prędkością 38-40 km/h. Odpuszczałem tylko na momenty, kiedy próbowałem zmienić pozycję tyłka w siodle. Krótki postój zrobiłem sobie dopiero na Orlenie w Stoczku Łukowskim. I tak musiałem zmienić arkusz mapy. Zjadłem wybornego Magnuma i popiłem podwójnym espresso. To znowu mnie rozbudziło i dodało mi sił. I dalej ... dolny chwyt ... momentami nawet zacząłem łapać o co chodzi w pedałowaniu w butach SPD. Kiedy tylko sobie o tym przypominałem moja prędkość rosła o 4-6 km/h.

Niestety wjazd do Warszawy szosówką,w niedzielne popołudnie do przyjemnych nie należy. Terenówką wbijam się w las i tyle mnie widzieli, szosą muszę się trzymać asfaltu. Wszystkie drogi zawalone. Duży ruch, koleiny, itp. Wykombinowałem dojazd do Siennicy, potem przebicie się do 50-ki, rundę po wioskach i wzdłuż Świdra do Wiązowny. Dalej jednak trzeba było jechać 17-ką. Dopóki do Zakrętu jest pobocze jedzie się nieźle, dalej jest mniej przyjemnie. Próbowałem ominąć ten odcinek przez Wesołą, ale skończyło się tylko generalnym wkurzeniem i powrotem na główną szosę.

Z trasy jestem mało zadowolony. Gdybym nie był przeziębiony, gdybym miał jakiś plan, przygotował się wcześniej, pewnie lepiej wykorzystałbym wolny czas. Sporo czasu wytraciłem po drodze na "walkę" z niezorganizowanym bagażem, na planowanie trasy, żonglowanie mapami. Cieszę się, że w ogóle mogłem się ruszyć, chociaż niedosyt pozostał. To była druga moja trasa na rowerze szosowym. W zasadzie pierwsza dłuższa w butach SPD, pierwszy raz w życiu jechałem w bieliźnie z wkładką. Największą dolegliwością okazał się ból tyłka od siodełka. Bolały mnie też dłonie od ściskania kierownicy. But SPD wygniótł mi boleśnie bok prawej stopy. Na koniec czułem się tak, że gdyby nie ból tyłka to w zasadzie mógłbym tak jechać i jechać. Nie czułem zmęczenia fizycznego, raczej znużenie z powodu niewyspania. I tak wolałbym dalej jechać niż wracać do codziennego kieratu.


Fotorelacja:
W drodze do Wisły pilotują mnie szosowcy.


Obowiązkowy żurek w Górze Kalwarii.


Przerwa na kawę w Warce.


Zapiekanka w Pionkach. Pora zaplanować dalszy przebieg trasy.


W Czarnolesie.


Lubelszczyzna.


Ruiny w Janowcu.


Prom Janowiec-Kazimierz Dolny.


Na rynku w Kazimierzu Dolnym.


Pizza - namiastka obiadu.


Świętokrzyskie - tym razem tylko na chwilę.


Towarzyszyła mi pełnia.


W Sandomierzu.


W Sandomierzu.


W Sandomierzu.


W Sandomierzu.


Dalsze plany.


Podkarpackie - też tylko na chwilę.


Znowu Lubelskie - kraina dziurawych dróg.


Równa droga na Lubelszczyźnie. To trzeba uwiecznić na fotografii.


Na skraju Roztocza.


Kalibracja wysokościomierza.


Dzikie przejście pod nową ekspresówką.


Podzamcze k/ Mełgwi.


Bystrzyca pod Bystrzycą.


W Lubartowie.


Wieprz.


Lody w nagrodę za kolejną w tym sezonie pięćsetkę.


Upał! Wolałbym o trzydzieści stopni mniej.


Łakomstwo!


Wreszcie Mazowieckie!


Prawie w domu. Jeszcze tylko kilkanaście kilometrów walki z samochodami.


629,68 km w czasie 24:31 netto (aż 33:05 brutto). 2437m podjazdów.


Trasa:
Warszawa – Powsin – Okrzeszyn – Obórki – Ciszyca – Gassy – Kopyty – Imielin – Piaski – Cieciszew – Dębówka – Podłęcze – Wólka Dworska – Góra Kalwaria – Coniew – Potycz – Konary – Magierowa Wola – Piaseczno – Warka – rz. Pilica - Czerwonka – Wyborów – Grabów nad Pilicą – Nw. Wola – Mariampol – Moniochy – Głowaczów – rz. Radomka – Lipy – Brzóza – Str. Brzóza – Ursynów – Cecylówka – Przejazd – Pionki – Suskowola – Kol. Suskowola – Patków Długi – Dąbrowa Las – Policzna – Zakościół – Czarnolas – Wygoda Stara – Chechły – Helenów – Polesie Mł. - Wólka Łagowska – Łagów – Mszadla Stara – Kulczyn – Przyłęk – Szlachecki Las – Rudki – Janowice – Janowiec – rz. Wisła – Kazimierz Dolny – Dobre – Wilków – Urządków – Szczekarków – Majdany – Las Dębowy – Zakrzów – Braciejowice – Janiszów – Kamień – Kamień Kol. - Piotrawin – Kaliszany Kol. - Str. Kaliszany – Łopoczno – Kolczyn – Józefów – Basonia – Wałowice – Wałowice Kol. - Popów – Bliskowice – Świeciechów – Rachów – Annopol – rz. Wisła – Maruszów – Linów – Zawichost – Winiary – Winiarki – Słupcza – Dwikozy – Rzeczyca Mokra – Gierlachów – Sandomierz – rz. Wisła – Trześń – Zalesie Gorzyckie – Gorzyce – Pączek Gorzycki – Pasternik – Wólka Skowierska – Skowierzyn – rz. San – Radomyśl nad Sanem – Żabno - Wola Rzeczycka – Dąbrowa Rzeczycka – Lipa – Zaklików – Majdan Łysakowski – Brzeziny – Stojeszyn II – Słupie – Modliborzyce – Zamek – Wolica Kol. - Wolica II – Wierzchowiska I – Wierzchowiska II – Pasieka – Błażek – Batorz – Wólka Batorska – Ponikwy – Wólka Ponikiewska – Targowisko – Biskupie – Dragany – Wysokie – Józefin – Giełczew I – Giełczew Doły – Radomirka – Krzczonów II – Borzęcin – Krzczonów – Olszanka – Chmiel II – Majdanek Kozicki – Marysin – Kawęczyn – Bystrzejowice A – Wierzchowiska II – Mełgiew – Łuszczów II – Łuszczów I – rz. Bystrzyca – Bystrzyca – Kol. Charlęż – Jawidz – Rokitno – Wólka Rokicka – Baranówka – Trzciniec – Łucka Kol. - Lubartów – Skrobów Kol. - Siedliska – Kozłówka – Kamionka – Kierzkówka – Rudno – Michów – Mejznerzyn – Anielówka – Drewnik – rz. Wieprz – Jeziorzany – Przytoczno – Krzówka – Ernestynów – Konorzatka – Czarna – Adamów – Kol. Dębowica – Krzywda – Radoryż Kościelny Kol. - Str. Patok – Fiukówka – Osiny – Wnętrzne – Aleksandrów – Turzec – Stoczek Łukowski – rz. Świder – Zgórznica – Kołodziąż – Seroczyn – rz. Świder – Żebraczka – Oleksianka – Roztanki – Latowicz – rz. Świder – Wielgolas – Żaków – Str. Wieś – Str. Siennica – Siennica – Pogorzel – Nw. Pogorzel – Grzebowilk – Teresin – Rudzienko – Grębiszew – Dobrzyniec – Bolesławów – Glinianka – Lipowo – Malcanów – Dziechciniec – Pęclin – Wiązowna Kościelna – Wiązowna – Góraszka – Majdan – Zakręt - Warszawa

Mapa topograficzna Polski 1:100.000 (wydanie turystyczne), Wojskowe Zakłady Kartograficzne, Warszawa; arkusze: Warszawa-Wschód (nr N-34-139/140; wydanie III; 2001), Góra Kalwaria (nr M-34-7/8; wydanie I; 1997), Radom (nr M-34-19/20; wydanie I; 1996), Starachowice (nr M-34-31/32; wydanie I; 1998), Ostrowiec Świętokrzyski (nr M-34-43/44; wydanie I; 1999), Tarnobrzeg (nr M-34-55/56; wydanie I; 1993), Stalowa Wola (nr M-34-57/58; wydanie I; 1997), Kraśnik (nr M-34-45/46; wydanie I; 1999), Lublin (nr M-34-33/34; wydanie I; 1999), Lubartów (nr M-34-21/22; wydanie I; 1997), Łuków (nr M-34-9/10; wydanie I; 1997).


2016/05/19 "Na poty"

Czwartek, 19 maja 2016 · Komentarze(6)
Kategoria poza miastem
Od kliku dni męczy mnie jakieś parszywe przeziębienie. Wszystko mnie boli, w gardle uczucie jak bym połknął pogryzioną szklankę, a do tego nie mam na nic siły. Nie pomaga nawet prawdziwy rumuński sok osobiście przywieziony z wycieczki oraz kilogramy cytryn.

Ponoć takie dolegliwości najlepiej jest wypocić. Najprzyjemniej byłoby w łóżku, ale samemu to trudno w łóżku się spocić. Jako, że nie ma z kim ta opcja odpada. Pozostaje więc Wierny Druh - Rower. Najlepiej by było pojechać w teren, ale w tym stanie nie miałbym na to siły. Postanowiłem więc bardziej lajtowej opcji - szosy. Dwieście kilometrów powinno wystarczyć. Miało być sto pod wiatr i sto z wiatrem, ale sam nie wiem jak to możliwe, miałem wrażenie, że całość była pod wiatr lub z mało sprzyjającym bocznym. Do tego drogi którymi jechałem to w większości dziura na dziurze i łata na łacie - ciężko było poczuć przyjemność z jazdy szosą. Trzeba było zabrać terenówkę.

Przez całą drogę miałem stres czy zdążę wrócić na czas przed zamknięciem szkolnej świetlicy. Zabrakło dwóch godzin, abym mógł pojechać tak jak chciałem. W pośpiechu musiałem wracać krajową 17-ką. Za to sporo szosowców spotkałem po drodze. Dwóch, w kultowym Gassy nawet pozwoliło mi chwilę powieźć się na ich kołach. Tzn. nie pytałem, ale jak by mieli nie pozwolić to by depnęli mocniej i tyle bym ich widział.

Nawet czasu na kawę na Orlenie nie miałem. Ze ślinką do pasa mijałem kilka ...

Po raz pierwszy w życiu jechałem w butach SPD. Nie zauważyłem aby poprawiło mi to sprawność (zapewne nie umiem ich używać). Za to czuję, że kolana i reszta ciała cierpiała z powodu braku możliwości zmiany pozycji (zapewne są niewłaściwe ustawione). Przynajmniej na razie nie przekonało mnie to rozwiązanie.

Trasa:
Warszawa – Kępa Zawadowska – Kępa Okrzewska – Kępa Oborska – Obórki – Kliczyn – Ciszyca – Dębina – Gassy – Kopyty – Imielin – Piaski – Cieciszew – Dębówka –Podłęcze – Wólka Dworska – Moczydłów – Góra Kalwaria - rz. Wisła - Ostrówek - Kosumce - Warszawice - Pogorzel - Osieck - Wójtowizna - Czarnowiec - Natolin - Nw. Kościeliska - Budy Uśniackie - Władysławów - Wola Władysławowska - Uśniaki - Cyganówka - Trzcianka - rz. Wilga - Nowy Żabieniec - Stary Żabieniec - Kol. Uścieniec - Dąbrowa - Wola Łaskarzewska - Łaskarzew - Nowy Pilczyn - Stary Pilczyn - Melanów - Zygmunty - struga Promnik - Przyłęk - Sokół - struga Promnik - Gończyce - Ostrożeń - Gąsiory - Piastów - Wola Żelechowska - Żelechów - Rudka - Łomnica - Stary Goniwilk - (Kalinów) - Zasiadały - Brzegi - rz. Wilga - (Miastków) - Str. Miastków - Oziemkówka - Kamionka - Wilchta - Parysów - Stodzew - Kol. Stodzew - Starogród - rz. Świder - Wólka Dłużewska - Dłużew - rz. Świder - Majdan - Radachówka - Sufczyn - Gadka - (Kołbiel) - Bocian - Ostrowik - Ostrów - Wola Ducka - (Wólka Mlądzka) - rz. Świder - rz. Mienia - (Wiązowna) - Góraszka - Majdan - Zakręt - Warszawa

> Przewyższenie + 714m

Na Moście Siekierkowskim w Warszawie.


Remont mostu na Jeziorce ("kultowa trasa" Gassy).


Nie było czasu na kawę. Załadowałem tylko zapasy na drogę.


Za to na żurek w Górze Kalwarii ZAWSZE jest czas!


Przez las.


Korek do ronda w Kołbieli. Z obu stron. Standard od lat. Jeden wiadukt w tym miejscu dał by pewnie więcej oszczędności czasowych niż kilometry ekspresówki w szczerym polu.


Dwieście kilometrów stuknęło niemal idealnie pod tablicą 'Warszawa'. Stąd do domu (a raczej pod szkołę) jeszcze miałem kawałek drogi.


Niestety nie spociłem się chyba wystarczająco dobrze i choróbsko nadal trzyma...

2016/05/08 "Majówka 2016 - suplement. Pagóry"

Niedziela, 8 maja 2016 · Komentarze(0)
Dzień II

... - L. Bednarki [d. L. Sulawken] - Dziadyk [d. Greisenau (Dziadek)] - Brzydowo [d. Seuberdorf] - Ryńskie [d. Rheinsgut] - Nastajki [d. Nasteiken] - struga Poburzanka [d. Poburzaner Wass.] - Turznica [d. Theuernitz] - Reszki [d. Röschken] - Marszewa [d. Marienhof] - Lipowo [d. Leip] - struga Gizela [d. Gizela (Gryźla)] [d. granica Polska/Prusy Wsch.] - Grabowo - Wałdyki - Złotowo - Omule - Szczepankowo - Rumienica - Gutowo - Rumian - Rybno - rz. Wel - Jez. Rumian - (Prusy) - Rapaty - Skurpie - Rudolfowo - Pierławki - Działdowo

Czas w drodze: 11h05' (8:45-19:50).

Fotorelacja.

2016/05/07 "Majówka 2016 - suplement. Pagóry"

Sobota, 7 maja 2016 · Komentarze(0)
Dzień I

Działdowo - Malinowo - struga Szkotówka [d. granica Polska/Prusy Wsch.] - Kol. Sarnowo-Wybudowanie - Sarnowo [d. Scharnau] - Kol. Sarnowo-Nadrzeczne - struga Szkotówka [d. granica Polska/Prusy Wsch.] - Krasnołąka - Klęczkowo - (Wilamowo) - struga Szkotówka [d. granica Polska/Prusy Wsch.] - [d. Opatznik (Opacznik)] - Sławska Struga - Gołębiewo [d. Taubendorf] - Wierzbowo [d. Wiersbau] - Dziurdziewo [d. Thalheim (Dziurdziów)] - Kamionki [d. Adl. Kamiontken (Kamionki Szlach.)] - Dąbrowa - Gardyny [d. Gardienen (Gardejki)] - Osiekowo [d. Oschekau] - Łogdowo [d. Logdau (Łobdowo)] - Łodwigowo [d. Ludwigsdorf (Ludwikowo)] – (Stębark [d. Tannenberg (Sztymbark)]) - Grunwald [d. Grunwald/Grünfelde (Grywałd)] - Samin [d. Seemen] – Jez. Dąbrowa - Fiugajki [d. Fiugaiken (Figajki)] - Tułodziad [d. Taulensee] - Dylewo [d. Döhlau] - Miejska Wola [d. Steinfliess] - Góra Dylewska (312) [d. Kernsdorfer Höhe] - Wysoka Wieś [d. Kernsdorf] - Pietrzwałd [d. Peterswalde] - ...

Nocleg w namiotach w lesie [d. Las Bednarkener] na południe od wsi Rudno.

Czas w drodze: 12h30' (8:20-20:50).

Mapy:
- mapa wykorzystywana do nawigacji w terenie: Mapa topograficzna Polski 1:100.000 (wydanie turystyczne), Wojskowe Zakłady Kartograficzne, Warszawa; arkusze: Mława (nr N-34-101/102; wydanie I; 1995), Szczytno (nr N-34-89/90; wydanie III; 2006), Iława (nr N-34-87/88; wydanie II; 2000).
- mapa archiwalna wykorzystywana w celach krajoznawczych: Mapa Taktyczna Polski 1:100 000, Wojskowy Instytut Geograficzny (WIG), Warszawa; arkusze: Działdowo (pas 36, słup 30; wyd. 1930), Uzdowo i Dąbrówno (Gilgenburg) (pas 35, słup 30; wyd. 1929), Ostróda (Osterode) (pas 34, słup 30; wyd. 1932), Lubawa (pas 34, słup 29; wyd. 1930).



Fotorelacja

Niestety skończyło się już miłe jeżdżenie w niskich temperaturach. Upał i komary dawały się mocno we znaki. Aby do jesieni!

Dzieciom stuknął pierwszy 1000km w tym sezonie.


2016/05/03 "Majówka 2016 - Pomorze z dala od morza IV"

Wtorek, 3 maja 2016 · Komentarze(0)
„Pomorze z dala od morza IV”

Dzień IV

… - Słowenkowo [d. Neugasthof] – Lepino [d. Leppin] – struga Pokrzywnica [d. Krummes Wasser] – struga Wilcza – Dołganów [d. Dolgenow] – Kłodzino [d. Klötzin] – Polakowo – Role [d. Röhlshof] – struga Mogilica – Lipie [d. Arnhausen] – Paszęcin [d. Passentin] – (Rzecino [d. Retzin]) – struga Świerznica – Świerznica [d. Zwirnitz] – struga Bukowa - Bolkowo [d. Bolkow] – Łośnica [d. Lasbeck] – struga Dębnica – Rudno [d. Rauden] – Borzęcino [d. Borntin] – struga Brzeźniczka – Białowąs [d. Balfanz] – Sulikowo [d. Zülkenhagen] – Ostrowąsy [d. Wusterhanse] – Stary Chwalim [d. Alt Valm] – (Knyki) – Nowy Chwalim [d. Neu Valm] – rzeka Parsęta [d. Persante (Prośnica)] – Kol. Radomyśl – Radomyśl [d. Klingbeck] – Kol. Parsęcko – Parsęcko [d. Parsanzig] – Trzesieka [d. Streitzig] – Szczecinek [d. Neustettin]

Czas w drodze: 11h10' (9:00-20:10).

Fotorelacja