Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2017

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk

România 2017

Wtorek, 22 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Miejsce:
Rumunia, Karpaty Południowe (Carpaţii Meridionali). Munţii Şureanu, Munţii Vâlcan, Munţii Căpăţânii, Munţii Latoriţei.

Trasa:
23-08-2017 (środa) 36,44 km 4:47:38 +1492m (11:30 CWE - 20:25 CWE)
Cugir – dolina potoku Râul Mic – dolina potoku Arieşul – dolina potoku Lupul – Prislop (1100) – Culmea Prislopului – trawers: Vf. Lupşa (1488) – Dosul Lupşei – Culmea Certezului – …

24-08-2017 (czwartek) 30,36 km 4:19:17 +1080m (10:30 CWE - 20:25 CWE)

… – Culmea Certezului – Vf. Scârna (1655) – Vf. Steaua Mică (1675) – Vf. Steaua Mare (1729) – Şaua Şinca – Curmătura Mlăcilor (1723) – Culmea Mlăci – Mt. Rovina (1792) – trawers: Vf. Negru (1860) – Vf. Mic – Vf. Comărnicelu (1893) – Curmătura Gropşoare – Vf. Gropşoare (1921) – Şaua cu Izvorul – Vf. Bradul (1924) – Curmătura Bradului (1970) – Vf. Şureanu (2059) – Curmătura Şureanu (1793) – Cabana Şureanu – Curmătura Şureanu (1793) – …

25-08-2017 (piątek) 56,95 km 4:35:09 +794m (10:15 CWE - 21:15 CWE)

… – Vf. Auşel (2009) – Şaua Ocolul – Vf. lui Pătru (2130) – Şaua Ocolul – Vf. Auşel (2009) – dolina potoku Auşelu – dolina potoku Taia – Petrila – dolina rzeki Jiul de Est – Petroşani – dolina rzeki Jiu – dolina rzeki Jiu de Vest – Iscroni – Vulcan – Dl. Merişoru – …

26-08-2017 (sobota) 21,10 km 3:11:46 +1333m (9:35 CWE - 19:50 CWE)

… – Şaua Dâmbu Caşilor – Şaua lui Crai – Pasul Vâlcan (1621) – Şaua lui Loghin – Şaua Diului – Vf. Straja (1868) – Vf. Mutu (1737) – Vf. Verde (1627) – Vf. Gura Plaiului (1579) – Şaua Scrideiu (1451)

27-08-2017 (niedziela) 49,40 km 4:16:12 +624m (9:15 CWE - 21:15 CWE)

Şaua Scrideiu (1451) – Vf. Lui Frate (1524) – Şaua La Paru de Fier (1468) – trawers: Vf. Coarnele (1789) – Căturii Muncelului (1460) – Şaua Muncelului (1410) – trawers: Vf. Muncelul (1553) – Şaua Cârloabele (1372) – Poiana Ştefului – Pietrele Împlăntate din Şiglău – Vf. Şiglău Mic (1581) – La Table – Vf. Piatra (1509) – Poiana Ţiganca – Uricani – Lupeni – Paroşeni – Vulcan – Iscroni – dolina rzeki Jiu – Petroşani – dolina potoku Maleia – ...

28-08-2017 (poniedziałek) 46,04 km 4:12:17 +1166m (10:10 CWE - 19:30 CWE)

… – Şaua Moliviş (770) – dolina potoku Jieţ – Pasul Groapa Seacă (1598) – dolina rzeki Lotru – Obârşia Lotrului (1305) – Curmătura Vidruţei (1580) – …

29-08-2017 (wtorek) 51,22 km 3:56:34 +904m (9:20 CWE - 20:10 CWE)

… – dolina potoku Mânăileasa – Voineasa – Voineşiţa – Valea Măceşului – Gura Latoriţei – Mălaia – Sălişte – dolina potoku Şasa – …

30-08-2017 (środa) 25,96 km 4:14:07 +1460m (9:20 CWE - 20:10 CWE)

… – Vf, Stana Bătrână (1581) – Vf. Lacul Mierlei (1749) – Vf. Gera (1886) – trawers: Vf. Priota (1954) – trawers: Vf. Ionaşcu (1979) – Vf. Zmeurăt (1938) – Curmătura Zănoaga (1760) – Vf. Bucureasa (1778) – Curmătura Rodeanu (1644) –Vf. Văleanu (1847) – Vf. Cocora (1895) – Vf. Lui Murgoci (1915) – Curmătura La Piatra Roşie (1890) – Vf. Şoimului (2031) – Vf. Ursu (2124) – Vf. Coşana (2041) – Vf. Căpăţăna (2094) – Vf. Balota (2096) – …

31-08-2017 (czwartek) 44,41 km 4:08:52 +702m (9:30 CWE - 19:50 CWE)

… – przeł. 1820 – Şaua Funicelul – trawers: Vf. Beleoaia (2039) – trawers: La Nedei/Dracului (2108) – Vf. Nedeia (2130) – trawers: Vf. Negovanu (2064) – Şaua Negovanului – trawers: Turcinu Negovanului (1963) – trawers: Vf. Boul (1908) – Curmătura Olteţului (1615) – dolina rzeki Latoriţa – Ciungetu – dolina potoku Rudăreasa – …

01-09-2017 (piątek) 50,28 km 5:49:07 +1643m (9:30 CWE - 20:20 CWE)

… – dolina potoku Rudăreasa –trawers: Vf. Frătoşteanu Mare (2053) – Vf. Mogoşu (1959) – M. Boarneşul – trawers: Vf. Pietrele (1881) – Şaua Pietrele – trawers: Vf. Puru (2049) – trawers: Vf. Zănoguţa (1962) – trawers: Coasta Benghii –trawers: Vf. Bora (2055) – trawers: Vf. Ştefanul (2051) – Şaua Stefanu (1870) – dolina rzeki Lotru – Obârşia Lotrului (1305) – dolina potoku Pravăţ – Poiana Mauierii

02-09-2017 (sobota) 90,43 km 5:25:12 +629m (9:20 CWE - 17:30 CWE)

Poiana Mauierii – Pasul Tărtărău (1666) – dolina rzeki Sebeş – dolina potoku Mirajului – Curmătura – Canciu – dolina potoku Cugir – Cugir


Fotorelacja [tutaj].

România 2017

Relacja - wkrótce.

Świdowiec - dwa dni pełne ważeń.

Sobota, 12 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
Pomysł aby nie gnić w domu tylko pojechać na weekend na Świdowiec pojawił się późno, bo dopiero w piątek po pracy. Zbyt późno, aby w pełni wykorzystać długi weekend. Zbieranie się zajęło trochę czasu i dopiero przed północą udało nam się wyjechać z domu. Ponad 800 kilometrów za kółkiem, po marnej jakości drogach, poranek na zapchanych lokalnym ruchem węgierskich i rumuńskich drogach, zmęczenie i niewyspanie, wszystko to wprowadziło dodatkowe opóźnienie. W końcu jednak dojechaliśmy do Rumunii i znaleźliśmy się w innym świecie.

Po krótkim relaksie w Sygiecie przekroczyliśmy granicę i znaleźliśmy się na Ukrainie. Odprawa poszła szybko. Główną drogą w dolinie Cisy dojechaliśmy do Łuhu, gdzie skręciliśmy w boczną dolinę, którą dojechaliśmy do Kosowskiej Polany. Było już późnawo, więc tylko szybki browar, zakupy na drogę i zaczęliśmy wspinaczkę na grzbiet. Powyżej wsi, już po zmroku, trafił się szałas pasterski w którym stanęliśmy na nocleg. Dzień był upalny, ale w nocy padało. Spało się dobrze tylko dach przeciekał dokładnie w miejscu, gdzie zostawiłem swoje buty.

Rano, nie spiesząc się zbytnio zjedliśmy śniadanie i kontynuowaliśmy podjazd. Droga łagodnie, miejscami zakosami nabierała wysokości. Nawierzchnia była to lepsza, to gorsza. Na przełęczy opuściliśmy drogę i dalej posuwaliśmy się grzbietem. Droga grzbietowa była miejscami rozjeżdżona przez ciężki sprzęt. Głębokie koleiny wypełnione były błotem, które rozlane było na całą szerokość drogi. Sporo czasu i wysiłku wymagało pokonywanie takich miejsc. W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie do grzbietu dociera kamienista droga z Rachowa. Było upalnie, ale wiatr i wysokość nieco łagodziły upał. Im byliśmy wyżej, tym szersze panoramy otwierały się przed nami. Pobliski grzbiet Czarnohory był niemal na wyciągnięcie dłoni. Z czasem, chmur pojawiło się coraz więcej, spowiły Czarnohorę i Karpaty Marmaroskie, zrobiło się czarno i zaczęły do nas dobiegać pomruki burzy. Byliśmy na odkrytym, wysokim grzbiecie, więc pojawiły się obawy związane z burzą, na szczęście trzymała się ona po wschodniej stronie doliny Cisy. Na Świdowcu to zachodziło chmurami, to przejaśniało się i wychodziło słońce. Momentami zlewał nas lekki deszcz.

Na połoninie droga grzbietowa była w przyzwoitym stanie. Zdecydowaną większość trasy dało się jechać. Dopiero pod samą Bliźnicą musieliśmy wypchnąć rowery. Stok z daleka wyglądał na stromy i wysoki, ale poszło całkiem szybko. Pogoda na podejściu zmieniała się kilkakrotnie. Po osiągnięciu niższego wierzchołka Bliźnicy, zjechaliśmy na przełęcz i wdrapaliśmy się na wierzchołek właściwy. Akurat była tam grupa turystów z Polski. Mieliśmy sporo szczęścia bo momentami chmury odpuszczały i mogliśmy podziwiać widoki. Najwyższe partie Świdowca były ponad chmurami, tworząc malowniczy efekt morza chmur. Same chmury przelewały się przez grzbiet dodając uroku i tworząc niesamowity pejzaż.

Po dłuższym posiedzeniu na szczycie kontynuowaliśmy drogę grzbietem. Niestety chmury gęsto spowiły grzbiet i mało co było widać. Do tego ochłodziło się znacznie i wzmógł się wiatr. Wspięliśmy się jeszcze na szczyt Stoha, po czym na przełęczy poniżej zatrzymaliśmy się na biwak z nadzieją na poprawę pogody i widoki następnego dnia. Zagotowaliśmy obiadokolację i poszliśmy spać.

W nocy nadal wiało i padał deszcz. Było zimno. Na nasze szczęście obyło się bez burzy. Rano momentami wychodziło słońce i chmury na moment odpuściły, ale ledwo co wyruszyliśmy to grzbiet skrył się w gęstej chmurze. Zrobiło się wilgotno i zimno. Wiał silny wiatr nawiewając wciąż nowe partie chmur. W takich warunkach pokonaliśmy dużą część malowniczego grzbietu. W zachodniej części chmury nagle urywały się i wreszcie mogliśmy podziwiać słynne, Bezkresne Połoniny Świdowca. Tak dojechaliśmy aż do Tempy, gdzie zatrzymaliśmy się na przegryzkę. Przed nami był trudny odcinek, musieliśmy zjechać na głęboką przełęcz, a następnie wspiąć się stromym stokiem na Połoninę Apecką. Żal było tracić wysokość.

Najpierw poołoniną, następnie granicą połoniny i bukowego lasu zjechaliśmy na grzbiet łączący Świdowiec z Połoniną Apecką. Na szczęście grzbietem, przez cudowny bukowy las, prowadziła wygodna droga. Nasz niepokój wzbudzał każdy metr zjazdu. Wiedzieliśmy, że przyjdzie nam to ciężko odrabiać. W końcu osiągnęliśmy przełęcz. Było poniżej wysokości tysiąca metrów. Po krótki odpoczynku rozpoczęliśmy wspinaczkę. Droga była bardzo stroma i bardzo kamienista. Konieczny był wypych. W lesie był chłodny, bukowy cień, ale wyżej upał wypalał nas jak na patelni. W końcowej partii podejścia, już powyżej lasu, zrobiło się nieco łagodniej i dało się wreszcie jechać. Z dzikiego i pustego zakątka gór, nagle znaleźliśmy się pośród samochodów. Byli tam i letnicy, którzy wybrali się na szczyt terenowymi samochodami, i zbieracze jagód, którzy dostawali się na grzbiet czym mogli, motocyklami, samochodami, gazikami, ciężarówkami i pieszo. Pod grzbietem rozłożyło się całe miasteczko zbieraczy oraz, oparte na ciężarówkach, obwoźne skupy jagód.

Po krótkim odpoczynku i przegryzce postanowiliśmy, że jeszcze tego samego dnia zjedziemy na dół. Wybraliśmy grzbiet opadający do Wodicy. Przy górnej granicy lasu napotkaliśmy całe miasteczko letników, którzy na dziko biwakowali przy swoich samochodach. Mało kto był trzeźwy, więc szybko opuściliśmy to miejsce. Widok osobowych samochodów na tej wysokości przekonał nas, że czeka nas wygodna droga na dół. Nie pomyliliśmy się, zjazd był bardzo wygodny. Kamienną drogą, niezbyt stromo, ale szybko zjeżdżaliśmy grzbietem do doliny. Potem lekko opadającą doliną, też szybko dotarliśmy do drogi asfaltowej w głównej dolinie. Kiedy dolina odbijała na zachód, przebiliśmy się przez grzbiet i w ten sposób znaleźliśmy się w dolinie Cisy. Asfaltem, główną drogą, przejechaliśmy do Sołotwyny i przekroczyliśmy granicę. Odprawa w obie strony przebiegła szybko i sprawnie. W Sygiecie spakowaliśmy rowery, zjedliśmy obiadokolację i pojechaliśmy do Polski. W planach mieliśmy jeszcze spędzenie ostatniego dnia długiego weekendu w Beskidzie Niskim.


Pierwszy raz byłem na Świdowcu w 1994 roku. To był czas odkrywania Karpat Wschodnich po kilkudziesięciu latach niedostępności dla polskich turystów. Wtedy to była dla mnie wielka przygoda. Nigdy wcześniej nie widziałem tak malowniczej połoniny. Emocje towarzyszące odkrywaniu były ogromnie silne. Miejsca o których się marzyło, o których się czytało w przedwojennych wspomnieniach nagle stawały się dostępne. Niesamowite uczucie. Nie było wtedy jeszcze u nas Internetu, nie było materiałów, map. Wszystko trzeba było wykombinować i samo to kombinowanie było częścią jednej wielkiej przygody. Nie do końca wiedzieliśmy czego się spodziewać na miejscu. Nie było komunikacji, zaopatrzenia, itp. Egzotyka i odkrywanie. My sami też byliśmy egzotyką dla miejscowych, trudno im było zrozumieć kim są turyści. Do tego dochodziły problemy formalne, na granicy i na miejscu.

Mając to wszystko w pamięci i nie odnajdując tego teraz czuję niedosyt. Czegoś brakuje i nie są to dla mnie te same miejsca co wtedy. Wszystko dzieje się zbyt łatwo i zbyt szybko. Droga do gór skróciła się na tyle, że człowiek nie zdąża poczuć przeżyć, jakie dawniej towarzyszyły unurzaniu się w nieznane. Co mnie pocieszyło to powrót w góry wypasu. Góry nadal są żywe, co prawda pasterze i zbieracze poruszają się teraz na starych motocyklach, ale wciąż tam są. Żyją w górach i z gór. Góry nie stały się tylko skansenem oraz miejscem wypoczynku dla turystów czy areną górskich sportów. Wszystko to wpływa na krajobraz i klimat gór. I po to aby to poczuć i przeżyć, warto było jechać te kilkaset kilometrów choćby i tylko na te dwa dni.

12.08.2017 (17:30 CWE-...): 35,09 km, 2:59:26,   +388 m
13.08.2017 (9:25 CWE-20:39 CWE): 40,43 km, 5:59:33, +1998 m
14.08.2017 (9:20 CWE-20:20 CWE): 74,14 km, 6:39:05, +1537 m

Zdjęcia - fotorelacja.