Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2016

Dystans całkowity:2762.83 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:119:56
Średnia prędkość:23.04 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:102.33 km i 4h 26m
Więcej statystyk

2016/11/30

Środa, 30 listopada 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy. Po południu z pracy (okrężną drogą).

Znowu nieprzyjemny wiatr. Po południu przyprószyło śniegiem. Drogi czarne, ale na DDRach w wielu miejscach zrobiło się ślisko. Na razie jedzie się dobrze - zalega miękka mieszanina śniegu i pośniegowego błota, ale jak w nocy przymrozi, to zrobią się pewnie twarde, lodowe muldy.

Czy ja jestem k... niewidzialny?! Takie odniosłem wrażenie po tym, ile razy dzisiaj samochodziarze wymusili na mnie pierwszeństwo przejazdu.

2016/11/29

Wtorek, 29 listopada 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy. Po południu z pracy (okrężną drogą).
Rano silny, nieprzyjemny wiatr. Po południu wiatr zelżał, trochę się rozpogodziło i zaczął chwytać mróz - na nieprzejeżdżonych asfaltach szkliły się w światłach drobinki lodu.

2016/11/28

Poniedziałek, 28 listopada 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy. Po południu z pracy. Po mieście.
Silny wiatr. Rano w niektórych miejscach ślisko. Na lokalnych dróżkach lód przypominał lukier z tłustoczwartkowych pączków.
Po weekendowej pięćsetce byłem rozbity i niewyspany, kiepsko mi się jechało, telepało mnie z zimna.

2016/11/26 "Bez znieczulenia"

Sobota, 26 listopada 2016 · Komentarze(32)
Kategoria 500, poza miastem, relaks
Trasa:
Warszawa - Blizne Łaszczyńskiego - Blizne Jasińskiego - Latchorzew - Nowe Babice - Stare Babice - Zielonki Wieś - Zielonki Nowe - Wojcieszyn - Borzęcin Duży - Wyględy - Zaborów - Zaborówek - Leszno - Wilków - Wilkowa Wieś - Wiejca - Kampinos - Komorów - Łazy - Wola Pasikońska - Strzyżew - Żelazowa Wola - Chodakówek - (Sochaczew) - Konary - Brochów Kol. - Tułowice - Wilcze Tułowice - Śladów - Nw. Wieś - Kamion - (Wyszogród) - Wilczkowo - Ciućkowo - Węgrzynowo - Niździn - Mł. Wieś - Cybulin - Bodzanów - Mąkolin - Dobra - Bulkowo - Nadułki - Nw. Wieś - Piączyn - Rogowo - Krawięczyn - Góra - Złotopole - Gralewo - Strożęcin - Raciąż - Pólka-Raciąż - Krzeczanowo - Gradzanowo Kościelne - Bębnowo - Radzanów - Wróblewo - Liberadz - Miączyn Mały - Doziny - Bogurzyn - Podkrajewo - Wojnówka - Wiśniewko - Mława - Szydłowo - Nosarzewo Borowe - Kluszewo - Grudusk - Wiśniewo - Żebry Kordy - Czernice Borowe - Chojnowo - Obrębiec - Klewki - Przasnysz - Karwacz - Wyrąb Karwacki - Rogowo - Kuchny - Łazy - Nowy Krasnosielc - Krasnosielc - Biernaty - Amelin - Ruzieck - Zabiele Wlk. - Grabnik - Nowa Wieś - Żebry-Chudek - Drężewo - Ostrołęka - Rzekuń - Zamość - Troszyn - Chrzczony - Chrostowo - Piski - Tyszki-Nadbory - Gostery - Andrzejki - Kaczynek - Głębocz Wlk. - Szumowo - Srebrna - Łętownica - Przeździecko-Grzymki - Zaręby-Warchoły - Zaręby-Bolędy - Czyżew-Sutki - Czyżew-Osada - Brulino-Koski - Szulborze-Kozy - Warsze Wielkie - Strękowo - Łęg Nurski - Przewóz Nurski - Ceranów - Olszew - Kosów Lacki - Telaki - Dybów - Skibniew-Podawce - Kostki - Emilianów - Nw. Wieś - Łubianki - Sokołów Podlaski - Karlusin - Bachorza - Repki - Skrzeszew - Frankopol - Tonkiele - Wólka Zamkowa - Drohiczyn - Zajęczniki - Klekotowo - Słochy Annopolskie - (Siemiatycze) - Turna Mała - Kózki - Chlebczyn - Sarnaki - Chybów - Hołowczyce Stare - Hołowczyce Nowe - Horoszki Duże - Horoszki Małe - Konstantynów - Nowy Pawłów - Stary Pawłów - Janów Podlaski - WIerchliś - Błonie - Zaczopki - (Pratulin) - Bohukały - Krzyczew - Neple - Łobaczew Duży - Terespol

Czas brutto: 26h25 (12:20 (26-11-2016) -14:45 (27-11-2016))
Suma przewyższeń (wg wskazań licznika): +1633m, -1487m


Relacja:
Już dawno nie miałem możliwości wybrać się na rower, choćby przez parę godzin nie będąc zmuszonym do niemal ciągłego spoglądania na zegarek by zdążyć wrócić na czas po dzieci. Biorąc pod uwagę potencjalne awarie i niespodziewane sytuacje, nie ma przy takim ograniczeniu praktycznie żadnej możliwości wybrać się gdzieś dalej w fajne miejsce, albo oprzeć wyjazdu o komunikację publiczną. Choćby i pod miasto. W zasadzie kursowałem tylko po mieście, zwykle na trasie dom-praca-dom.

Ale, niczym jak tej przysłowiowej ślepej kurze ziarno, i mnie trafił się wolny weekend. Przyjaciele postanowili zrobić przyjemność dzieciom i zaprosili je na weekend do siebie, tym samym obdarowując i mnie sporą dawką wolnego czasu. O mały włos bym ten podarunek zmarnował, bo po całym tygodniu zabrakło mi sił na zebranie się do kupy i przygotowanie się do wyjazdu. Na szczęście w końcu się ogarnąłem, ale zamiast wyjechać w piątek wieczorem lub chociaż bladym świtem w sobotę, wyjechałem dopiero w sobotnie południe. Sporo przez to straciłem. Wiele też straciłem i przez to, że spakowałem się chaotycznie i na szybko i że nie miałem żadnego konkretnego planu. Musiałem improwizować po drodze, co z braku czasu i późnej pory, nie pozwoliło mi na zapuszczenie się w ciekawsze okolice.

Pogoda w sobotę w Warszawie była dobra. Mgły się wcześnie rozeszły i zrobiło się słonecznie i - jak na tę porę roku - ciepło, tylko bardzo wietrznie. Kiedy w końcu wyjechałem, najpierw czekało mnie przedarcie się na przeciwległy koniec miasta, w czym sporo czasu zajęło mi przebijanie się przez plac budowy metra, w który właśnie została zmieniona ulica Górczewska. W międzyczasie mnóstwo czerwonych świateł, dróg rowerowych, samochodów z kierowcami ślepymi na zbliżający się i teoretycznie mający pierwszeństwo rower. Długo można by o tym pisać - ważne, że wreszcie znalazłem się pod miastem. Można by powiedzieć "z deszczu pod rynnę" - ruch spory, wąsko, a na dodatek wzdłuż drogi, co jakiś czas, wyznakowane tzw. ciągi pieszo-rowerowe, które musiałem po prostu olać bo nie sposób byłoby jechać korzystając z tej wspaniałej infrastruktury. Iluż to kierowców z tej okazji raczyło mnie otrąbić - to zapewne byli Ci, którzy sami są bez wszelkiej drogowej winy. Co ciekawe, patrolująca drogę policja nawet na mnie z tej okazji nie zatrąbiła. I tak, w atmosferze sobotniego popołudnia oddalałem się od Warszawy w kierunku zachodnim. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że stosunkowo silny, momentami porywisty wiatr, wiał akurat w przeciwną stronę.

Z każdym kilometrem na drodze robiło się luźniej. I gdyby nie wiatr i coraz bardziej zgrabiałe z zimna dłonie, jechałoby się całkiem przyjemnie. Na przedmieściach Sochaczewa odbiłem na północ, niestety wiatr, choć boczny, nadal przeszkadzał. Jeszcze przed przekroczeniem Wisły pod Wyszogrodem zrobiło się ciemno i zimno. Temperatura spadła lekko poniżej zera, ale silny wiatr wiejący w twarz potęgował uczucie zimna. Na 62-ce w kierunku Płocka panował spory ruch. Na szczęście nie dane mi było długo jechać tą drogą. W Wilczkowie zapuściłem się w podpłocki interior. Żałowałem, że jadę po zmroku bo lubię te okolice, a rzadko mam możliwość się tam wybrać. Jakość nawierzchni w wielu miejscach osiągnęła poziom ukraiński, a nawet podlubelski co w połączeniu z niewielką szerokością wielu tamtejszych dróg i sporym, niepewnym, wieczorno-sobotnim ruchem zmuszało do większej uwagi. Pierwsza setka wybiła pod Bodzanowem i to akurat kiedy przejeżdżałem koło Orlenu. No to wpadłem na kawę. Niestety nie było nawet gdzie usiąść. Szybko wypiłem kawę i pojechałem dalej. Jechało się znośnie, tylko wiatr trochę przeszkadzał.

Pod Raciążem pomyślałem, że warto by coś zjeść. Niestety nie znalazłem na szybko żadnej pizzerii, bo o innym przybytku w rzeczywistości współczesnej Polski powiatowej nawet nie zamarzyłem. Były co prawda otwarte dwa kebaby, ale nie miałem ochoty podczas posiłku, po raz nie wiem już który odpowiadać miejscowym pijaczkom, że nie mam fajek bo nie palę. No to pojechałem dalej.

Przed Mławą zaczęło padać. Wkurzyłem się bo według prognoz pogody miało zacząć padać dopiero w niedzielę przed południem. Ni to deszcz, ni to śnieg. W pamięci miałem, jak w lutym, kiedy jechałem z Bydgoszczy do Białegostoku, obfite nocne opady śniegu pod Mławą i ślizgawica, która wtedy w jednej chwili pojawiła się na drogach, niemal nie zmusiły mnie do zaprzestania jazdy. Tym razem tylko szybko zmokłem i od góry i od dołu bo błotników oczywiście nie miałem zamontowanych.

W Mławie mam fajną miejscówkę na dobre jedzenie, ale ... nie o tak późnej porze. Objechałem miasto w poszukiwaniu czegoś do żarcia. W pizzerii nie było miejsc, pozostał ... kebab. Pomimo bariery językowej udało mi się zamówić kebab z makaronem i sałatką. Szybko zjadłem i trzeba było wyjść na lodowaty wiatr. Wciąż padało. Odbiłem na wschód na Przasnysz. Na wylocie z Mławy zrobiłem jeszcze zakupy. W sklepie spotkałem dwóch policjantów patrolujących drogę w cywilnym samochodzie, którzy też zajechali kupić sobie coś do picia - szczerze mi współczuli, ale pytanie "a dokąd tym rowerkiem" chyba z zawodowej ciekawości musiało paść.

Jadąc na wschód wreszcie miałem kawałek z wiatrem. Mimo to na odcinkach gdzie droga choć trochę zmieniała swój kierunek było ciężko. Boczny porywisty wiatr mocno napierał z różnych kierunków. Droga do Przasnysza szybko minęła. W samym mieście, walcząc z wiatrem podjechałem na rogatki na Orlen na kawę. Pamiętałem z wcześniejszych przejazdów, że jest tam wygodna sofka, na której można usiąść przy kawie. Z Przasnysza pojechałem drogą na Ostrołękę. Tu też poszło szybko i sprawnie. Przejeżdżałem przez Ostrołękę kila razy, ale chyba po raz pierwszy dotarłem do czegoś w rodzaju centrum. Na pierwszy rzut oka wyglądało fajnie. W Ostrołęce, ku mojemu zaskoczeniu, kwitło nocne życie rozrywkowe, a główny ruch na ulicach powodowały taksówki. Za Ostrołęką znowu zmieniłem kierunek jazdy, tym razem na południe co od razu poczułem. Na jakiś czas zjechałem z główniejszych dróg. Na tym odcinku sporo czasu pochłonęła mi nawigacja za pomocą papierowych map. Poza ciemnością, skutecznie przeszkadzał wiatr oraz opad, który odpuszczał tylko na krótkie chwile. Wziąłem ze sobą "setki", ale eksperymentalnie dużą część trasy nawigowałem na przyzwoitej "samochodówce". Jednak na wiejskich, pozbawionych drogowskazów drogach, w środku nocy trzeba było przejść na klasyczną nawigację przy użyciu dokładniejszej mapy, a miejscami także i kompasu. Trafił mi się nawet piaszczysty odcinek, który na samochodowej mapie był zaznaczony jak zwykła droga. W tych okolicach kilkakrotnie przekraczałem granice sąsiednich województw - mazowieckiego i podlaskiego. Niby to tylko miedza, ale we wsiach leżących po podlaskiej stronie, na podwórkach było po kilka wielkich, szczekających psów, czego po stronie mazowieckiej praktycznie nie doświadczałem. Niestety wiele obejść miało na noc otwarte bramy, co skutkowało pogonią przez watahy wielkich psów, wybiegających znienacka z ciemnych czeluści podwórek.

Świtać zaczęło pod Czyżewem. Stanąłem tam na chwilę na kawę. Znowu mi się trafił Orlen bez miejsca od siedzenia - siadłem więc na podłodze budząc milczące zgorszenie obsługi. Na żarcie dostępne na stacjach benzynowych jakoś trudno mi było nawet spojrzeć. Świt niestety nie był pogodny. Było szaro, buro i mgliście. Po mokrej nocy wstawał mokry, zimny i wietrzny dzień. Już od dłuższego czasu byłem przemoczony, a uczucie zimna potęgował silny wiatr. Co i raz dłonie bolały mnie z zimna. Ze stopami było nieco lepiej, no ale przecież nie było mrozu.

Przez Kosów Lacki dotarłem do Sokołowa Podlaskiego. Wjeżdżając do miasta olałem kolejny ciąg pieszo-rowerowy. Miałem nadzieję na jakąś cukiernią, ale pomimo nie tak już wczesnej pory oczywiście nic "na oku" nie było otwarte. Z Sokołowa pierwotnie miałem zamiar odbić w kierunku Warszawy aby zamknąć kółeczko. Pora była jednak jeszcze stosunkowo wczesna i postanowiłem pociągnąć nieco dalej. Przez Drohiczyn i Siemiatycze pojechałem więc do Terespola. Trzymałem się główniejszych dróg bo aura nie sprzyjała wycieczkom krajoznawczym - po prostu było brzydko i ponuro.

W Drohiczynie wreszcie udało mi się znaleźć jakieś miejsce, gdzie można by coś zjeść. Ledwo wcisnąłem w siebie żurek i schabowego z ziemniakami. Jedno i drugie było obrzydliwe. Pech chciał, że kiedy jadłem obiad to nie padało, a kiedy ruszyłem, nadeszło oberwanie chmury. Zlało mnie do przysłowiowej suchej nitki. Ponieważ nie miałem błotników, lało i z góry i z dołu. Z boku też lało, bo droga tam wyboista i samochody jadące z przeciwka oraz te, które mnie wyprzedzały, częstowały mnie hojnie po całym ciele obfitymi ilościami wody zalegającej w nierównościach drogi. Najpierw myślałem, że to kolejna przelotna zlewa, która szybko przejdzie. Tym razem jednak trwało zdecydowanie dłużej i lało konkretniej. Przemoczony zmarzłem nieprawdopodobnie. Nawet na licznych na tym odcinku podjazdach nie byłem w stanie się rozgrzać. Jak się w końcu zdecydowałem na założenie spodni przeciwdeszczowych i stuptutów, oraz na zrobienie z komina jednej z sakw błotnika, byłem już kompletnie przemoczony. W czasie mojego przebierania się w krzalu na poboczu drogi, znowu, znikąd pojawił się policyjny patrol w cywilnym aucie. Widocznie wyglądałem podejrzanie.

Po południu pogoda się nieco poprawiła, momentami wychodziło nawet słońce. Już od Drohiczyna zacząłem się spieszyć aby zdążyć do Terespola na wcześniejszy pociąg. Nie miałem więc czasu na podziwianie malowniczych okoliczności przyrody, ani na zapuszczenie się w drewniane nadbużańskie wioski. Przed Pratulinem pękła mi linka od tylnej przerzutki. Było to o tyle kłopotliwe, że wiał wiatr, pod który nie sposób było jechać na najwyższym przełożeniu. Nie było czasu na naprawę. Podkręciłem tylko śrubę regulacyjną przerzutki tak, aby wózek na stałe ustawił się na trzeciej koronce (15T). W tym układzie, dało się jechać na blacie jak akurat nie wiało w twarz, i na młynku, kiedy pojawiał się wiatr lub podjazd.

Zdążyłem na pociąg. Po raz kolejny przekonałem się, że system rezerwacji zachowuje wolne miejsca dla osób z rowerami. Kiedy kupowałem bilet, kasjerka powiedziała mi, że od dawna nie ma już wolnych miejsc na ten pociąg. Kiedy jednak powiedziałem, że jadę z rowerem, wolne miejsca się znalazły. Pani tylko osobiście, wychylając mocno głowę, sprawdziła czy posiadam rower. Posiadanie miejscówki nie dało wiele, bo w tym rodzaju składu, nie da się praktycznie nigdzie wstawić roweru, a już tym bardziej w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca wskazanego przez system rezerwacyjny dla osoby z rowerem. O swoim miejscu musiałem więc zapomnieć i wraz z rowerem przysiąść pod toaletą w kształcie "gabinetu owalnego". Niestety miejsca, gdzie rower można by przymocować tak, aby mógł stać bez kontroli nie znalazłem. Dobrze, że wsiadałem na stacji początkowej, bo pociąg był tak nabity, że ludzie ledwo mieścili się na miejscach stojących. W końcu to niedzielne popołudnie - czas wyjazdu na kolejny tydzień do pracy i na uczelnie. Pomimo kilkunastu godzin spędzonych w drodze nie byłem senny.

W pociągu ubranie mi nie wyschło i trzymało wilgoć. Przez całą drogę z dworca do domu telepało mną tak, jak bym miał gorączkę.



Wreszcie miałem możliwość spędzić paręnaście godzin na rowerze. Cieszę się, choć pozostał niedosyt, bo gdybym ten czas zaplanował i przygotował się wcześniej to miałbym więcej czasu i mógłbym, zamiast bezmyślnego pedałowania po nocy i po głównych drogach, wybrać się w ciekawsze miejsce. Późny wyjazd, poza ograniczeniem sobie czasu za dnia, zabrał mi też część lepszej pogody, skazał na silniejszy wiatr i na jazdę w deszczu. Co ciekawe, nie zauważyłem istotnego wpływu późniejszej pory wyjazdu na problem zmęczenia czy braku snu. Chyba nawet lepiej mi się jechało odcinek nocny, niż kiedy wyjeżdżałem wczesnym rankiem.

Głównym problemem było dla mnie siodełko, a dokładniej jego niewygoda. Wciąż nie mogę znaleźć dobrego dla mnie siodła, nawet podczas krótkich dojazdów do pracy pojawia się dokuczliwy ból i wynikający z tego dyskomfort. Podczas dłuższego przejazdu takiego jak ten, jest to dla mnie bardzo poważna dokuczliwość, która zabiera mi dużo energii i zniechęca. W wiadomym miejscu mam w zasadzie dwie rany. Próbowałem z różnymi siodełkami, próbowałem też stosować spodenki z wkładką, ale pomimo, że były to drogie modele dobrych firm (Castelli, Endura), było gorzej niż bez takich spodenek. Tym razem jechałem w zwykłych bokserkach.

Jak na moje dotychczasowe doświadczenia wyjątkowo mało zatrzymywałem się po drodze. Raz - aura nie sprzyjała, dwa - nie było w zasadzie po co. Pod koniec trasy nieco doskwierał mi ból karku i lewego kolana. W ostatnim czasie nie miałem z tym kłopotu, myślałem, że to już minęło, ale jak widać wróciło. Być może to wynik niezbyt starannego, a wręcz losowego ustawienia siodełka. Kolano mogło mnie też boleć na skutek przemarznięcia lub dlatego, że jechałem w grubych i ciężkich butach trekkingowych. Pozycję stopy mogłem zmieniać swobodnie bo jechałem na zwykłych pedałach platformowych - nie były więc unieruchomione przez bloki.

Spodziewając się opadu śniegu wybrałem się na rowerze typu "gravel" (Ronin). Nie jest to taki lekki i sportowy rower jak szosówka i nie sunie tak lekko, ale solidne opony (42c) pozwalają nie przejmować się rodzajem nawierzchni, dziurami, studzienkami, kałużami, czy ... piaszczystym odcinkiem, jaki nagle może się po drodze przytrafić. Nocą oszczędzam energię akumulatorów i nie świecę zbyt mocno - nie mając obaw o stan nawierzchni mogę jechać swobodniej. Podobne dystanse pokonywałem wcześniej klasycznym góralem i muszę przyznać, że jednak "gravel" jest do takich zastosowań dla mnie wygodniejszy.

Niestety zbierałem się w ostatniej chwili co zaowocowało nieoptymalnym spakowaniem się. Targałem ze sobą aż dwie sakwy, trójkąt w ramie, tankbag i wielką biodrówkę podwieszoną do kierownicy. Spodziewałem się różnych warunków na drodze - szczególnie zimna i opadów deszczu przechodzących w śnieg. Nieprzewidziany postój w takich warunkach, kiedy nie ma się w co przebrać może być bolesny. Byłem też przygotowany na awaryjny nocleg w lesie, gdyby zaszła taka potrzeba.


Pozdrowienia dla "kolesia na góralu", który niczym błyskawica wyprzedził mnie pod Janowem Podlaskim!








2016/11/25

Piątek, 25 listopada 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy (okrężną drogą). Po mieście.

2016/11/24

Czwartek, 24 listopada 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy (okrężną drogą).

2016/11/23

Środa, 23 listopada 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy (okrężną drogą).

2016/11/22

Wtorek, 22 listopada 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy (okrężną drogą).

Wciąż mocno wieje. Ale za to ciepło ciepło, sucho i słonecznie.

2016/11/21

Poniedziałek, 21 listopada 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy (okrężną drogą). Po mieście.

Wietrznie, ale za to ciepło i sucho. Jak dla mnie, takie temperatury mogłyby być przez cały rok.

2016/11/18

Piątek, 18 listopada 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy (okrężną drogą).

Jak nie deszcz to wiatr.