Wpisy archiwalne w kategorii

relaks

Dystans całkowity:10694.92 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:467:48
Średnia prędkość:22.86 km/h
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:486.13 km i 21h 15m
Więcej statystyk

2020/03/28

Sobota, 28 marca 2020 · Komentarze(3)
Kategoria 500, relaks

Znienacka trafiła mi się możliwość wyjazdu. Szybkie zbieranie gratów, ale i tak dopiero o 12 w sobotę mogłem wyruszyć.

Z uwagi na nieczynną gastronomię oraz niepewność co do sklepów - zabrałem ze sobą zapas prowiantu oraz graty do gotowania.

Tylko pogody nie dało się zaplanować. Trzeba było się dostosować. Na niedzielę zapowiadało się ochłodzenie, opady deszczu i śniegu oraz silny wiatr. Zabrałem więc dodatkowe ubrania. Kierunek wyznaczył przewidywany kierunek wiatru. Wybrałem opcję jazdy pod słabszy wiatr i powrotu z silniejszym. Chociaż jak wiadomo, silny wiatr, czasem mocno przeszkadza, kiedy trzeba czasem nieco zmienić kierunek jazdy - nie zawsze daję się jechać z wiatrem w plecy.

Zapowiadane załamanie pogody wisiało nade mną i nie pozwalało poleniuchować. Ostatecznie chyba się opóźniło. Poza silnym wiatrem, który pojawił się punktualnie o ósmej rano zimowego czasu. Nie przestawiałem zegarka w liczniku.

Trasy nie zdążyłem zaplanować. Ale postanowiłem przejechać odcinki tras z poprzednich wyjazdów, które po prostu lubię. I to była bardzo dobra decyzja. Cieszę się, że mogłem znowu odwiedzić kilka miejsc.

Rzadko mam możliwość wybrać się poza miasto. Tym bardziej cieszę się z tego wyjazdu - choć krótko i na szybko. Lubię się czasem trochę zmęczyć. Gdyby nie przeraźliwy ból odgniecionego i odparzonego dupska, mógłbym powiedzieć, że fajnie się jechało.

533,81 km; 24:25:24; +2493m












2020/02/19

Środa, 19 lutego 2020 · Komentarze(3)
Improwizacja.

Nie wybierałem się na ten wyjazd. Zniechęcały mnie - ogólne zmęczenie oraz prognozy pogody, zapowiadające deszcze, które miały przechodzić przez cały kraj.

Ale przed wyjściem do pracy wyjrzałem przez okno. Zapowiadał się wiosenny dzień. Szybko załatwiłem wolne w pracy, spakowałem się i pojechałem. Nie wiedziałem czy pojadę non-stop czy z noclegiem, zabrałem więc ze sobą na wszelki wypadek sprzęt biwakowy z namiotem i gotowaniem oraz sporo prowiantu. Trasy nie miałem zaplanowanej - kształtowała się na bieżąco już podczas jazdy.

Aby szybciej wydostać się z miasta w ciekawsze okolice, na początek pojechałem na pamięć, trasami znanymi z podmiejskich wypadów. Dopiero po przekroczeniu Bugu pokręciłem się bardzo lokalnymi drogami. Malownicze krajobrazy, wioseczki, bardzo przyjemny odcinek. Po zmroku też pojechałem znanymi z poprzednich wyjazdów drogami. Tym bardziej, że w tych stronach drogi w nocy są niemal puste.

Wiatr trochę przeszkadzał, choć miał pomagać. Ale wyglądało słońce i było sucho. Nie było na co narzekać.

Wyjazd w te strony ma też swoje wady - trafiają się drogi o bardzo złej nawierzchni oraz bardzo trudno o zaopatrzenie czy ciepły posiłek. Szczególnie w nocy. Odbiłem się nawet od stacji, która jeszcze niedawno była całodobowa. Na szczęście trafiłem na otwartą jeszcze pizzerię w Sokołach. Pod tym względem to była ciężka noc. Zresztą nie tylko pod tym ...

W nocy temperatura spadła do zera. W zależności od miejsca i wysokości, wahała się pomiędzy 0,0, a 1,6 stopni. Kiedy gwiaździste niebo dawało coraz więcej nadziei na to, że prognozy jednak się nie sprawdzą, przyszła proza życia. Zaczęło padać. Przy tak niskich temperaturach, wietrze i dającym się coraz bardziej we znaki zmęczeniu, nie było to przyjemne. Dwukrotnie próbowałem przeczekać większe fale deszczu na przystankach, ale niewiele to dawało. Tylko marzłem bardziej i trudno było się potem ogrzać. Już lepiej było jechać bez przerwy. Tym bardziej, że mokre drogi, moczyły ubranie i jeszcze trudniej było się roogrzać.

Nad ranem jeszcze długo byłem zziębnięty. A im bardziej bolały pośladki i im więcej dziur było w nawierzchni, tym trudniej było się ogrzać. Do tego jeszcze złapałem kapcia i zmarznięty musiałem kleić dętkę.

W pobliżu wioski Pruska Wielka spotkałem pierwszego w tym roku bociana. Mam wątpliwości - czy już przyleciał czy tam zimował.

Świt był mokry, zimny i mglisty. Nawierzchnia długo była mokra. Wiało w twarz, a bolące dupsko nie zachęcało do jazdy po dziurawych i łatanych drogach. Zajechałem do Augustowa, żeby coś zjeść. Niestety o świcie nie jest z tym łatwo. Skończyło się na kawie i pączkach. Później było marcowo - a to deszcz, a to coś w rodzaju drobnego śnieżku, a to słońce. Silny wiatr zmieniał pogodę jak w kalejdoskopie. Trasę tak dobierałem, aby odwiedzić malownicze miejsca. Przypomniałem sobie jak tam jest ładnie. Kiedy zrobiło się późno, zaczęła się walka, aby zdążyć na bezpośredni pociąg powrotny do Warszawy. Wykrzesałem z siebie dużo, Jadąc pod wiatr, pokonując niezliczoną liczbę podjazdów i przebijając się przez miasto, wpadłem na peron niemal w chwili odjazdu.

Czasowo i logistycznie jedna wielka porażka. Tyłek skasowany na kolejne dni - muszę w końcu zabrać się na poważnie za dobór siodła. Ale cieszę się, że się jednak ruszyłem.










513,65 km; 23:41:29 (netto); +2465 m


2019/06/01-02 "MP 2019 - Warka+"

Sobota, 1 czerwca 2019 · Komentarze(6)
Kategoria 500, relaks
Trafił mi się wolny weekend, a wraz z kupą wolnego czasu problem wyboru, jak ten czas spożytkować.

Padło na Maraton Podróżnika. Baza niedaleko, trasa całkiem fajna, logistycznie prosta sprawa, a przy okazji możliwość poznania paru osób z forum.

W nocy z piątku na sobotę szybkie pakowanie, szykowanie roweru, prowiantu, itp. - skończyło się koło północy. W sobotę przed piątą rano pobudka, śniadanie i po szóstej mogłem wyruszyć w drogę.

Do Warki dotarłem przed dziewiątą. Na trasę maratonu wyruszyłem dokładnie o 9:06. Na metę dotarłem w niedzielę o 10:12 (czas brutto 25h06'). Po krótkim odpoczynku pojechałem do Warszawy. Po drodze złapała mnie jeszcze poważna ulewa.

Jechało mi się nadspodziewanie dobrze. Pierwsze pięćset kilometrów osiągnąłem w czasie 21h40' (brutto). Zwykle zajmowało mi to znacznie więcej czasu z uwagi na liczne postoje dla przyjemności. Niewielki kryzys senności pojawił się po świcie, ale po krótkim czasie odzyskałem świeżość. Nawet tyłek nie bolał tak bardzo jak zwykle.

Pozdrowienia dla wszystkich, z którymi miałem okazję na chwilę spotkać się po drodze.



2019/04/04 "Przepustka"

Czwartek, 4 kwietnia 2019 · Komentarze(6)
Kategoria poza miastem, relaks

Dzięki uprzejmości mamy kolegi z klasy syna, dostałem w prezencie kilkanaście godzin wolnego. To jak przepustka z wojska - nie można było nie skorzystać. Chętnych, aby mnie czasem tak hojnie obdarować niestety nie ma - tym bardziej nie wybrzydzałem, chociaż przydałoby się kilka godzin więcej. Pogoda dopisała. Było słonecznie i ani za zimno, ani za gorąco. Jedynie silny wiatr, czasem pomagał, ale i czasem przeszkadzał. Szkoda kończyć, kiedy na liczniku jest już kilka stówek i budzi się nowy, piękny dzień. Zamiast dalej jechać, musiałem wsiąść w pociąg i wrócić do Warszawy. Jestem bardzo wdzięczny za to, że mogłem choć na te parę godzin, oderwać się od codziennych kłopotów i obowiązków. Tyłek jeszcze nie zagoił się po minionym weekendzie i pod tym względem to była masakra. Jeszcze przed wyjazdem, skóra na pośladkach była twarda i miała kolor fioletowo - ciemno brązowy. Każdy kontakt z siodełkiem wywoływał ból i bezwarunkową próbę uniknięcia tego bólu.

Trasa: Warszawa - Szeligi - Umiastów - Pilaszków - Leszno - Roztoka - Kazuń - Modlin - Bronisławka - Pomiechówek - Psucin - Nasielsk - Nowe Miasto - Ojrzeń - Młock - Ościsłowo - Chotum Włościański - Niedzbórz - Drogiszka - Dalnia - Dąbrowa - Bogurzyn - Mława - Iłowo Osada - Działdowo - Komorniki - Klęczkowo - Wierzbowo - Dziurdziewo - Zybułtowo - Stębark - Marwałd - Lubawa - Sampława - Iława - (Susz) - Stary Dzierzgoń - Dzierzgoń - Malbork - Bałdowo - Tczew - Koźliny - Krzywe Koło - Suchy Dąb - Grabiny Zameczek - Wróblewo - Wiślina - Przejazdowo - Gdańsk





Dystans i czas netto (wg wskazań licznika): 412,04 km, 16:42:44

Czas brutto: 19:50 (9:00 (04-04-2019) - 04:50 (05-04-2019))

Sumy przewyższeń (wg wskazań licznika): +1686m, -1750m