Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy (okrężną drogą). Wieczorem ... raz jeszcze z pracy.
Wszystko na mokro. Rano zimno, mokry śnieg i deszcz ze śniegiem. Po południu i wieczorem deszcz. A to wszystko przy upierdliwym wietrze. Ronin oczywiście bez błotników, a na jezdniach w wielu miejscach kałuże na pół szerokości pasa. Dwóch gości niemal mnie dzisiaj skasowało swoimi brykami.
... no i kiedy tak sobie jadę rano do pracy, temperatura na liczniku +0.2, wieje, podsypuje mokrym śniegiem, samochody opryskują wszystko dookoła, dłonie bolą mnie z zimna już od dobrych parunastu kilometrów, mijam gościa, który zasuwa sobie spokojnie rowerkiem w klapkach i bez skarpetek. W sumie dobra metoda na nie zamoczenie skarpet i butów. Chyba trzymał się całkiem dobrze, bo stopy miał czerwone, a nie blade. Prawdziwy mors, nie tam jakieś adidaski, itepe :-)
Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy.
Dzisiaj piękna pogoda do jazdy. Sucho, słonecznie, lekki mróz. Marzenie! ... niestety w pracy nie mogłem na dzisiaj wziąć urlopu, a po pracy musiałem lecieć z "wywalonym ozorem" na wywiadówkę i nawet pełnego kółeczka nie mogłem zatoczyć.
Rano do pracy. Po południu z pracy (okrężną drogą).
Rano było jeszcze mokro, pomyślałem że pojadę zimówką. Ostatni raz jechałem Giantem we wtorek - rano, kiedy już się ubrałem w ciuchy rowerowe, okazało się, że suport szlag trafił na tyle, że ledwo dawało się przekręcić pedałami. Jednak nie to przeważyło, że Giantem nie pojechałem, to pisk który wydawał ten suport był porównywalny z syreną niektórych pojazdów uprzywilejowanych. No i kombinowałem, a pot lał się ze mnie.
Ostatecznie pojechałem Roninem, którego w niedzielę przetarłem z piachu i innego syfu, mając na uwadze, że w tym tygodniu pojeżdżę Giantem. No i szlag trafił to całe czyszczenie. Pod domem przebiegł mi drogę czarny kot ... No i w połowie drogi do pracy oczywiście złapałem kolejnego flaka. Od czasu, od kiedy posypują DDRki żwirkiem łapię te gumy jedna po drugiej.
W ciągu dnia się wypogodziło. Zrobiło się mroźno i wietrznie. Aż mi stopy zmarzły do bólu. Wiało całkiem mocno, momentami ledwo jechałem, ale jakoś nie było to dla mnie tak upierdliwe jak w poprzednich dniach. Za to księżyc piękny!
Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy (okrężną drogą).
Wiatr, wiatr, wiatr, zabiera resztki sił i nie pozwala zdążyć na czas.
Dzisiaj dwa razy zmieniałem dętkę. Najpierw rano puściła naprędce, w wilgoci i w brudzie klejona łatka. Po południu przebiłem nową dętkę. Wszystko w pośpiechu i z duszą na ramieniu, czy zdążę odebrać dzieci ze szkolnej świetlicy.
W tym tygodniu ani razu nie mogłem dokończyć mojej codziennej trasy. A to spotkania w pracy, a to wywiadówka, a to zebranie w spółdzielni, a to silny wiatr, a to po drodze kolejne przedziurawione dętki, które trzeba było w pośpiechu naprawiać, i temu podobne przyjemności. Może następny tydzień będzie spokojniejszy.
Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy (okrężną drogą).
No i znowu kapeć - tym razem w tylnym kole. To już nie wiem który raz. Jakoś u mnie nie działa Continental Puncture ProTection.
Na jezdniach dobrze się jechało, za to DDRy - na wielu rano lód z warstwą wody, po południu sucho, ale za to mnóstwo piachu, soli i sam już nie wiem czego. Rower zasyfiony maksymalnie. Hamulce tarczowe przestały łapać - musiałem je regulować.
No i upierdliwy wiatr, którego pomału zaczynam mieć już dosyć.
Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy (okrężną drogą).
Rano lekki mróz i znowu przymarzł mi tylny hamulec. Kolejny kapeć - tym razem w przednim kole. Na szczęście klej szybko złapał i nie musiałem zmieniać dętki. Jakoś słabo się u mnie sprawdza wkładka antyprzebiciowa Continental. Jezdnie czarne i wygodne do jazdy, za to parkowe lejki i DDRki to jedna wielka loteria, odcinki wyśmienicie odśnieżone i ni z tego ni z owego odcinki lodowych kolein. Na Wale Miedzeszyńskim lodowe koleiny. I tak jest lepiej niż było, ale przejazd nie należy do przyjemności.