Widzisz Basiu, możesz wierzyć lub nie, ale życiowe problemy potrafią czasem tak się dać we znaki, że poza bólem nie sposób poczuć cokolwiek innego, także czymkolwiek się nasycić. I nie ma tu mowy o wydumanych długich dystansach, zwykłe uczucie zaczerpnięcia powietrza pełną piersią czy ugaszenia pragnienia stają się niemożliwe. Trudno to zrozumieć, nie przeżywszy samemu i poczuciu na samym sobie.
Ciekawe ile musiałbyś przejechać, aby poczuć sytość z jazdy. Mimo, że nie poczułeś sytości z jazdy - gratuluję wyniku. Dystans zapewne zachwyciłby niejednego szosowca
Marek - mam ten sam problem. Samodzielnie wychowuję dwóch synów i mam bardzo ograniczone możliwości, żeby się wyrwać na rower. Nie ma z kim zostawić dzieci, tym bardziej, że wyjazd nieco dalej wymaga i czasu i często jest niepewny czasowo - byle pech po drodze może wszystko zmienić, a trzeba być na czas. Do tego wisi wciąż nad głową, że trzeba będzie szybko wrócić bo "coś się stało".
BTW - jeżdżę też z dziećmi i wciąż bezskutecznie poszukuję stałych kompanów na takie wycieczki. Tak to wygląda: kliknij tutaj. Dla dzieci, towarzystwo innych dzieciaków znacząco poprawia atrakcyjność wyjazdu i motywuje, dla dorosłych, to chwila do odpoczynku i możliwość pobycia w fajnych miejscach w towarzystwie przyjaciół. Zapraszam!
Garmin- Jak będę miał z kim zostawić moich dwóch synów to sam wybiorę się w podobną trasę......chodzi za mną od dawna :))) a jak czytam realcje takie jak Twoje to utwierdzam się w tym, że marzenia się spełniają jak się tego bardzo pragnie,........ tylko potrzeba na nie trochę czasu, a jak się wychowuje samemu dzieci to troche trudno z tym :))) pozdrawiam Ciebie serdecznie :)
Wyjazd bez planu. Zabrałem ze sobą mapę samochodową. Musiała wystarczyć za nawigację oraz jako źródło inspiracji. Chciałem po prostu pobyć trochę w drodze i odpocząć od codziennych problemów, których mam zbyt wiele. Cieszę się, że starczyło mi sił, aby zebrać się do kupy i wyjść z domu, bo w moim stanie, bywa i z tym problem. Kierunek obrałem z zamiarem odwiedzenia rano przed startem bazy "Kaszubskiej Wyprawki". Chciałem osobiście poznać parę osób. Niestety nie zdążyłem na czas. Zbyt późno wyjechałem z domu, no i jeszcze ten wiatr ... Niewiele się spóźniłem, ale jednak.
Relacja ... co tu pisać. Po prostu jechałem, jechałem, ... i jechałem. Pierwsza połowa trasy przy niesprzyjającym wietrze. Po przekroczeniu Wisły w Grudziądzu było pod tym względem tylko gorzej. Im bliżej morza tym większa rzeźba. W nocy zimno. Drugiej nocy nawet bardzo zimno, może to tylko dlatego, że to druga pod rząd nieprzespana noc i bardziej odczuwałem ziąb. Jak zwykle skasowałem sobie dupsko, co bardzo uprzykrzało jazdę. Co gorsze, mimowolnie przyjmowałem dziwne pozycje i obciążałem nogi oraz dłonie. W efekcie (znowu) skasowałem też sobie prawego Achillesa. Ból, ból, ból. Najbardziej przeszkadzało to na kiepskiej jakości asfaltach oraz na bardzo licznych na tej trasie, upierdliwych podjazdach. Przekonałem się też, że baranek jednak ma ograniczoną liczbę różnych chwytów :-)
Za to - dwa super świty. Cisza i tylko śpiew ptaków. Kilka razy stanąłem aby się delektować ptasią muzyką. Podczas jazdy było trudno bo wiatr tak szeleścił, że nic nie było słychać. Sporo malowniczych miejsc. Nie przepadam za Kaszubami, ale "Pogórze" albo północne Mazowsze, a rozległymi, zielonymi pastwiskami i rzędami moich ulubionych mazowieckich wierzb - to lubię bardzo.
c.d. Nie spieszyłem się po drodze. Lubię napić się kawy, popatrzeć na ładne miejsce, poczuć klimat, itp. Np. uwielbiam prowincjonalne, małomiasteczkowe niedzielne klimaty. W Lidzbarku Welskim trafiłem akurat na wyjście ludzi z kościoła. Przy dwóch kolejkach lodów przyglądałem się ludziom i obyczajom. Niby sporo się widzi po drodze, ale jednak i tak wszystko dzieje się za szybko i zbyt tego dużo na raz.
Pogoda dopisała. Nawet ten wiatr nie był dla mnie tak upierdliwy, jak mógłbym sobie to wyobrazić. Zimno dawało w kość, ale z tym się liczyłem. Słońce spaliło mnie i wciąż jestem przesuszony. Nie miałem kłopotów z zasypianiem. W sumie, dla mnie najczęściej wyjazd weekendowy oznacza trzy nieprzespane noce, dwie za kółkiem i jedna w trasie w terenie. Dopiero teraz nadrabiam.
Nie planowałem dystansu. Wykorzystałem tyle czasu ile miałem. Musiałem skończyć dosyć wcześnie, bo czekała mnie jeszcze podróż samochodem po dziecko. To było męczące, trudne i niebezpieczne, czułem się, jak bym sporo wypił. Z konieczności zrezygnowałem więc z dobicia do "tysiąca" oraz z niedzielnego wjazdu do Warszawy. Z Modlina podjechałem pociągiem. W sumie żałuję, że wolny czas tak szybko mi się skończył, nie poczułem sytości z jazdy.