2016/01/09 "takie tam ..."
Warszawa – Kępa Zawadowska – Kępa Okrzewska – Kępa Oborska – Obórki – Kliczyn – Ciszyca – Dębina – Gassy – Kopyty – Imielin – Piaski – Cieciszew – Dębówka – Podłęcze – Wólka Dworska – Moczydłów – Góra Kalwaria – Ostrówek – Kosumce – Dziecinów – Warszawice – Pogorzel – Osieck – Górki – Łucznica – Krystyna – Wola Rębkowska – Garwolin – Str. Leszczyny – Kol. Unin – Unin – Goździk – Przykory – Zgórze – Stasin – Rudnik – Miastków Kościelny – Zwola – Zwola Poduchowna – Baczków – Ciechomin Włościański – Lisikierz – Błażków – Grudź – Wandów – Osiny – Kosuty – Stanin – Tuchowicz – Józefów – Czerśl – Ryżki – Patoki – Łuków – Gołaszyn – (Nw. Okniny) - Biardy – Gostchorz – Wiśniew – Mościbrody – Siedlce – powrót do Warszawy DK2
Parę słów:
Planu w zasadzie nie było. Mając w pamięci jak wyglądały drogi po piątkowych opadach śniegu trudno było coś konkretnego zaplanować.
W piątek do późna byłem zajęty. Potem padłem bez sił. Niczego nie zaplanowałem, nie spakowałem się, jedyna co zrobiłem to ustawiłem budzik na jakąś chorą godzinę odkładając tym samym wszelkie kwestie organizacyjne na rano. Skończyło się jak zwykle ... wyłączeniem budzika i dalszym snem.
No ale przecież szkoda by było zmarnować wolny dzień. Rzadko mi się przytrafia dzień bez dzieci pod opieką. Zły na siebie zebrałem się w końcu - oczywiście za późno.
Obawiając się o stan dróg najpierw pojechałem wałem wiślanym na południe. To była bezpieczna opcja w stylu "się zobaczy". Nie było tak źle. postanowiłem dojechać do mostu w Górze Kalwarii, przekroczyć Wisłę i dalej pojechać na wschód. Lubię te tereny. Bardzo lubię!
Było ciepło. Termometr przy wjeździe na most pokazywał +5,6C (!). W wielu miejscach nie było już śladu nawet po śniegu. Ale w lasach, pośród wydm, poza uczęszczanymi drogami nadal leżało jeszcze sporo śniegu, a drogi były okryte niemal "żywym lodem".
Super jechało się przez małe, zagubione pośród pól, lasów i wydm wioseczki.
Na początku dnia było pochmurno. Ale z upływem czasu, a może wraz z tym jak przemieszczałem się na wschód pogoda się poprawiała. Wyszło nawet słońce i zrobiło się bardzo malowniczo.
O zachodzie słońca, niemal w jednej chwili zrobiło się bardzo zimno. Musiałem nawet na jakiś czas użyć łapawice bo ręce zaczęły boleć z zimna. Drogi momentalnie zamieniły się w lodowisko. Jazda po takich drogach była bardzo męcząca - wciąż trzeba było zachować największą uwagę. Po zmroku zrobiło się trochę cieplej, a może tylko wyparowała część wilgoci z ubrania - kto wie?
Do zmroku poruszałem się tak jak lubię, czyli bez pośpiechu, bez przejmowania się dystansem, bardzo lokalnymi oraz terenowymi drogami, zahaczając o małe wioseczki i malownicze miejsca. Po zmroku kontynuowałem jazdę głównymi asfaltami. Te drogi też były śliskie, ale ... cóż było robić.
Temperatura spadła do -1C. Niby niewiele, ale woda w butelce zamarzła na kość.
To była dla mnie męcząca przejażdżka. Może to dlatego, że jechałem na grubych, terenowych oponach. Myślę jednak, że wpływ miała też trudna i wymagająca nawierzchnia. Sporo energii poszło na zachowanie czujności podczas jazdy po śliskim. Sporo sił wypompował też ze mnie powrót. Najpierw do Łukowa, potem z Łukowa do Siedlec, a następnie, najmniej przyjemny odcinek DK2 z Siedlec do W-wy, asfaltami, pośród TIRów i sznurów samochodów, grubo po zmroku, przy śliskiej nawierzchni. To nie był wyjazd w stylu "równy asfalt, wiatr w plecy i hajda do przodu". Do domu dotarłem po godz. 23. Ostatnie kilometry przyszło mi pokonywać w cudownej scenerii mgieł na przemian z czystym, rozgwieżdżonym niebem.
Po drodze miałem do czynienia z ciekawym, choć niebezpiecznym zjawiskiem. Domyślam się, że zachodzi kiedy temperatura przechodzi w dół przez zero. Jadąc asfaltem prawie nie używałem hamulców (tym bardziej, że było ślisko). W pewnym momencie, przed torami kolejowymi chciałem lekko zwolnić. Jakież było moje zdziwienie, kiedy nie miałem sił, aby ściągnąć klamki. Musiały zamarznąć linki w pancerzach. Sporo wysiłku kosztowało mnie rozruszanie hamulców. Przy okazji, w mgnieniu oka, zrobiło mi się ... bardzo ciepło.
Parę fot:
Panorama Warszawy z Mostu Siekierkowskiego.
Ślizgawica na wale wiślanym.
Ślizgawica na drodze przy wale.
Droga do Górek.
Z Osiecka do Garwolina jechałem lasami.
Droga leśna. Niestety piach wcale nie zamarzł.
Przyprószone śniegiem. Nie mogę się już doczekać, kiedy spadnie tyle śniegu, aby móc swobodnie połazić na nartach.
Malownicze krajobrazy w pobliżu Zgórza.
Wierzbowa aleja.
Droga.
Na lokalnych drogach wciąż panowała zima.
Na lokalnych drogach wciąż panowała zima.
Przed zachodem słońca.
Niemal momentalnie temperatura się obniżyła. Drogi zamieniły się w ślizgawki.
Koleiny. Szczególnie zimą i po zmroku mogą być niebezpieczne. Tu było ich łącznie ponad 10 km.
Wjazd z Lubelszczyzny na Mazowsze był w tym miejscu jak wjazd z Ukrainy do Polski. Pojawił się równy asfalt i pasy na drodze.
W końcu Siedlce!
Powrót DK2. Ten miły przystanek z widokiem na majaczącego na wyjeździe z Siedlec McD posłużył mi za miejsce na posiłek. Zapachu McD tego dnia i o tej porze bym nie zdzierżył.
Przy okazji wyszedł mój (na razie) najdłuższy w tym roku dystans.
I to by było na tyle.