Wpisy archiwalne w kategorii

poza miastem

Dystans całkowity:19708.18 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:1026:23
Średnia prędkość:19.20 km/h
Liczba aktywności:148
Średnio na aktywność:133.16 km i 6h 56m
Więcej statystyk

Pogranicze w słońcu - czyli wielkanocna improwizacja.

Wtorek, 16 kwietnia 2019 · Komentarze(5)
Z okazji świąt wielkanocnych trafiło się kilka wolnych dni. Prognozy pogody zachęcały do wyjazdu. No to pojechaliśmy.

Zaczęliśmy we wtorek w Mirsku, gdzie na miejscowym ryneczku udało się zaparkować samochód. Mieliśmy pojechać na zachód, ale dominujący nad okolicą Stóg Izerski zachęcił nas do zmiany planów. Tyle się naczytałem o trudach tego podjazdu, tymczasem poszło szybko i sprawnie.





W schronisku na Stogu Izerskim ostatni raz byłem chyba jeszcze w czasie nauki w szkole średniej. Przekąsiliśmy tam co nieco. Wybór nie był duży, ale było smacznie, choć nie tanio. Pomysł jazdy górami zweryfikował śnieg zalegający jeszcze w dużych ilościach. Zjechaliśmy więc do Świeradowa. Na deptaku byli niemal sami niemieccy emeryci. Niestety ceny oraz oferta też były ściśle dostosowane do klienteli. Opuściliśmy miasteczko i wspięliśmy się w kierunku Czerniawy. Do Czech pojechaliśmy napotkaną po drodze czarną trasą Single-Track. Fajnie się jechało, ale spodziewałem się, że takie trasy są bardziej wymagające.



Nové Město pod Smrkem przywitało nas spokojem oraz otwartą knajpą. Pojedliśmy, popiliśmy i pojechaliśmy na biwak do lasu.



W środę trzymaliśmy się granicy. Raz po polskiej, raz po czeskiej stronie. Lubię przygraniczne klimaty. Zgodnie z przewidywaniami, po czeskiej stronie świat był zdecydowanie lepiej uporządkowany, po polskiej - wszystko zdawało się być w rozsypce. Nie spieszyliśmy się, miło było nasycać się wiosną, malowniczym krajobrazem, ciekawą architekturą, historią i układem miejscowości oraz wszechobecnym spokojem. Szczególnie po czeskiej stronie, przy kuflu złotego napoju.





O zachodzie słońca, wychyliwszy ostatni kufel piwa, pojechaliśmy do lasu szukać miejsca na biwak. W drodze w rowerze Magdy pękła wysłużona tylna obręcz. Zmusiło nas to do zmiany planów. Telefonicznie udało się skontaktować z serwisem rowerowym w Bogatyni. Pan powiedział, że jakieś koła ma.



Rano w czwartek pojechaliśmy do Bogatyni. Po rozpięciu hamulca, zmniejszeniu ciśnienia i odciążeniu roweru dało się jechać. W oczekiwaniu na otwarcie serwisu w cukierni wypiliśmy kawę i przekąsiliśmy coś słodkiego. Przez wystawowe okno, w spokoju, obserwowaliśmy przedświąteczne przygotowania, te wszystkie zakupy, mycie okien, załatwianie ostatnich spraw. Zawsze się zastanawiałem, po co sobie aż tak komplikować życie.

W serwisie udało się znaleźć jakieś znośne koła. To i tak był cud. Wzięliśmy od razu i przód bo obręcz była już dziurawa. Szybko przezbroiłem koła na nowe, ze starych wyciąłem piasty. Świat znowu stał dla nas otworem.



Zahaczając o Czechy pojechaliśmy w kierunku Niemiec. W Hradku na rynku trafiliśmy na zielone piwo (ponoć to taka czeska wielkanocna tradycja), do piwa coś przekąsiliśmy, a na deser wciągnęliśmy kawę pod czekoladowy tort i wyśmienite lody. Przed wjazdem do Niemiec podjechaliśmy jeszcze do trójstyku granic. Ostatnim bastionem Polski na tym terenie była oczywiście przygraniczna Biedronka.

Zwiedziliśmy centrum Żytawy (Zittau) i pojechaliśmy w kierunku Gór Łużyckich. Góry malownicze, niewysokie, ale podjazdy strome. Tu też trzymaliśmy się granicy, jadąc raz po jednej, raz po drugiej stronie. Na nocleg zatrzymaliśmy się po czeskiej stronie, w lesie na jednej z przełęczy po drodze.



Piątkowy przejazd przez Góry Łużyckie bardzo mi się podobał. Malowniczy, urozmaicony krajobraz, ładne, spokojne miejscowości, przystanki na piwo. Niemal wciąż mijaliśmy bardzo malownicze skały o fantastycznych kształtach. Wiele domów było wkomponowanych w skały. Pod koniec dnia zwiedziliśmy Děčín i przekroczyliśmy Łabę. Nocowaliśmy w lesie.

W sobotę rano wjechaliśmy na Děčínský Sněžník.



Pod szczytem było wielu turystów pieszych oraz rowerowych. Z Niemiec przyjeżdża tam autobus z przyczepą na rowery. Ponownie wjechaliśmy do Niemiec, a po przekroczeniu Łaby wjechaliśmy do Szwajcarii Saksońskiej (Sächsische Schweiz, České Švýcarsko).



Przez park narodowy przejechaliśmy szlakami rowerowymi poprowadzonymi szutrem przez las, pomiędzy fantastycznymi skałami.



Pod koniec dnia, również szlakiem rowerowym, wjechaliśmy do Czech. I kiedy już mieliśmy szukać miejsca na nocleg, trafiliśmy do knajpy. Bawiło się tam wiele ludzi, panowała rodzinna atmosfera. Pobiesiadowaliśmy także, a późnym wieczorem przerzuciliśmy się na pobliskie wzgórze na nocleg.



W niedzielę zaczęliśmy powrót. Nie do końca prostą drogą kierowaliśmy się w kierunku wschodnim. Trasę jak zwykle improwizowaliśmy na bieżąco.



Łączką z biwaku zjechaliśmy prosto na poranne piwo do knajpy, w której kończyliśmy poprzedni dzień.



Zahaczyliśmy o Niemcy, wjechaliśmy na szczyt Ještěd, z którego zjechaliśmy do Liberca.



Jeszcze tego dnia wyjechaliśmy wysoko nad Liberec na nocleg w Góry Izerskie. Biwakowaliśmy jak codziennie w lesie.





W poniedziałek przebijaliśmy się przez Góry Izerskie. Wymagało to ponad 13 km przeciągania rowerów przez mokry śnieg. Drogi, którymi planowaliśmy przejechać okazały się być zasypane jeszcze grubą warstwą śniegu. Poszło na to dużo czasu i dużo sił.



Dopiero od Smědavy dało się jechać. Tam też zjedliśmy spóźniony, ale za to obfity obiad. Szybki zjazd przez cudowanie wiosenny las, potem trawers Smrka i niedługo po tym byliśmy znowu w Polsce. Do Mirska pojechaliśmy spokojną drogą przez Giebułtów.





Tym razem wyjazd na staroświeckim retro MTB z zapasem przestrzeni ładunkowej na wyżerkę i na napitki.




Wolne, świąteczne dni, upłynęły nam bardzo miło. Przejechaliśmy przez Góry Izerskie (Jizerské hory), Pogórze Izerskie (Frýdlantská pahorkatina), Góry Łużyckie (Lužické hory), Góry Połabskie (Děčínská vrchovina), Grzbiet Jesztedzki (Ještědský hřbet) oraz zobaczyliśmy Saksońską Szwajcarię (Sächsische Schweiz, České Švýcarsko). Mogliśmy podpatrywać jak Wielkanoc spędzają Czesi i Niemcy - pomimo, że to nie wakacje, w zasadzie wszędzie po drodze, spotkaliśmy mnóstwo ludzi na pieszych i rowerowych wędrówkach.

2019/04/04 "Przepustka"

Czwartek, 4 kwietnia 2019 · Komentarze(6)
Kategoria poza miastem, relaks

Dzięki uprzejmości mamy kolegi z klasy syna, dostałem w prezencie kilkanaście godzin wolnego. To jak przepustka z wojska - nie można było nie skorzystać. Chętnych, aby mnie czasem tak hojnie obdarować niestety nie ma - tym bardziej nie wybrzydzałem, chociaż przydałoby się kilka godzin więcej. Pogoda dopisała. Było słonecznie i ani za zimno, ani za gorąco. Jedynie silny wiatr, czasem pomagał, ale i czasem przeszkadzał. Szkoda kończyć, kiedy na liczniku jest już kilka stówek i budzi się nowy, piękny dzień. Zamiast dalej jechać, musiałem wsiąść w pociąg i wrócić do Warszawy. Jestem bardzo wdzięczny za to, że mogłem choć na te parę godzin, oderwać się od codziennych kłopotów i obowiązków. Tyłek jeszcze nie zagoił się po minionym weekendzie i pod tym względem to była masakra. Jeszcze przed wyjazdem, skóra na pośladkach była twarda i miała kolor fioletowo - ciemno brązowy. Każdy kontakt z siodełkiem wywoływał ból i bezwarunkową próbę uniknięcia tego bólu.

Trasa: Warszawa - Szeligi - Umiastów - Pilaszków - Leszno - Roztoka - Kazuń - Modlin - Bronisławka - Pomiechówek - Psucin - Nasielsk - Nowe Miasto - Ojrzeń - Młock - Ościsłowo - Chotum Włościański - Niedzbórz - Drogiszka - Dalnia - Dąbrowa - Bogurzyn - Mława - Iłowo Osada - Działdowo - Komorniki - Klęczkowo - Wierzbowo - Dziurdziewo - Zybułtowo - Stębark - Marwałd - Lubawa - Sampława - Iława - (Susz) - Stary Dzierzgoń - Dzierzgoń - Malbork - Bałdowo - Tczew - Koźliny - Krzywe Koło - Suchy Dąb - Grabiny Zameczek - Wróblewo - Wiślina - Przejazdowo - Gdańsk





Dystans i czas netto (wg wskazań licznika): 412,04 km, 16:42:44

Czas brutto: 19:50 (9:00 (04-04-2019) - 04:50 (05-04-2019))

Sumy przewyższeń (wg wskazań licznika): +1686m, -1750m








2019/03/30-31 "Poranek w Puszczy Augustowskiej"

Sobota, 30 marca 2019 · Komentarze(3)
Kategoria 500, poza miastem, relaks

Minęło wiele miesięcy od mojego ostatniego wyjazdu. W międzyczasie mój jedyny kontakt z rowerem to dojazdy do pracy, zresztą na zupełnie innym rowerze. Ciekawy byłem jak po takim czasie wyjdzie mi nieco dłuższy wyjazd. W związku z tym, jak tylko trafiła się okazja, nic nie planowałem tylko pojechałem. Na wszelki wypadek zabrałem ze sobą sprzęt biwakowy, gdybym jednak w nocy musiał sobie zrobić przerwę. Moje ciało nie jest przyzwyczajone do roweru o takiej geometrii, a tym bardziej do siodła. Po raz kolejny okazało się jednak, że grunt to jechać i nie zastanawiać się ile jeszcze zostało.

Wyjechałem w sobotę w południe. Niestety zabrakło mi energii na wcześniejsze zebranie się. Bardzo tego potem żałowałem, ale i tak cieszyłem się, że ruszyłem. W sobotę wiatr wiał z zachodu, czasem pomagał, czasem przeszkadzał. Szybko zrobiło się ciemno, ale nie czułem przesadnej senności. Drogi były puste. Czasem trafiałem na bardzo złą nawierzchnię. Podlasie, powinno się nazywać - zamiast krainą otwartych okiennic - krainą otwartych w nocy bram. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek podczas nocnej jazdy goniło mnie tak wiele zajadłych psów. Mało się w nocy zatrzymywałem bo w zasadzie wszystko było zamknięte, łącznie ze ... stacjami benzynowymi.

Dzień był ciepły, jak dla mnie nawet za bardzo, za to nad ranem bardzo zmarzłem. Świt zastał mnie w Puszczy Augustowskiej. Było około dwóch stopni i duża wilgotność. 

Niedziela to przede wszystkim walka z silnym, przeciwnym wiatrem. Cieszę się, bo psychicznie dobrze zniosłem tę walkę i pozostaną dobre doświadczenia. Ale prędkość siadła drastycznie. Wcześniej liczyłem na 500 km w 24h brutto, ale kilka beznadziejnych asfaltów i naprawdę silny wiatr w twarz zniweczyły te nadzieje. Zaliczyłem też kilka odcinków gruntowych. Miałem do wyboru jechać z wiatrem i wracać pociągiem, ale nie chciałem kończyć zbyt wcześnie i być uzależnionym od pociągu z dala od domu. Wybrałem więc wariant - tam i powrót. W pociąg powrotny wsiadłem w niedzielę, przed godz. 18 (w międzyczasie trafiła się zmiana czasu z zimowego na letni), w Czyżewie, kiedy okazało się, że przekroczyłem optymistycznie zakładany dystans. Poza tym kończył mi się już wolny czas.

Nie nastawiałem się na krajoznawstwo, bo asfalt mi w tym przeszkadza. Głównym celem było zobaczenie jak ciało sobie poradzi po dłuższej przerwie w wyjazdach. Ale przy okazji pobyłem w Puszczy Augustowskiej, nad Biebrzą, nad Narwią, na Podlasiu. Lubię te miejsca. Dla kilku z nich zboczyłem z równego asfaltu.

Jak zwykle tyłek odgnieciony i odparzony do silnego bólu. Nie umiem sobie z tym poradzić. Pobolewają też inne części ciała - kark, ramiona, dłonie. W sumie nic dziwnego. Nie było upału - to zapewne korzystanie wpłynęło na moje ogólne samopoczucie.

Myślę, że dużo bym zyskał zbierając się chociaż dzień wcześniej, wyruszając wypoczętym i bez dodatkowej zwłoki.

Trasę dobierałem na bieżąco. Schodzi na to sporo czasu - ale lubię popatrzeć na miejsca i na mapę i wybierać sobie drogę na bieżąco. Dużym problemem w takim wariancie, jest częste trafianie na drogi o bardzo złej nawierzchni.



Trasa:
Warszawa - Sulejówek - Okuniew - Zabraniec - Poświętne - Międzyleś - Miąse - Tłuszcz - Jadów - Kąty - Stoczek - Wrotnów - Kosów Lacki - Ceranów - Czyżew - Rosochate - Wysokie Mazowieckie - Sokoły - Jeżewo Stare - Tykocin - Knyszyn - Korycin - Janów - Jałówka - Różanystok - Dąbrowa Białostocka - Lipsk - Skieblewo - Rubcowo - Gruszki - Płaska - Przewięź - Augustów - Hruskie - Sztabin - Jasionowo - Stare Dolistowo - Goniądz - Osowiec Twierdza - Dobórz - Strękowa Góra - Mężenin - Dębniki - Czarnowo Biki - Kołaki Kościelne - Jabłonka Kościelna - Rosochate - Czyżew PKP





Dystans i czas netto (wg wskazań licznika): 542,35 km, 23:39:14
Sumy przewyższeń (wg wskazań licznika): +1903m, -1785m






Poleskim traktem nad Świtaź III

Sobota, 13 października 2018 · Komentarze(0)
Uczestnicy
UKRAINA, Polesie Wołyńskie, 13-14.10.2018

Trasa:
13-10-2018: Dorohusk - Berdyszcze - rz. Bug (PL->UA) - d. Wilczy Przewóz - Równo - Borowa - d. Przekurka - Smolary Rogowe - Kanał Prypeci - Smolary Stoleńskie - Holadyn - Smolary Świtaskie - Świtaź - Jezioro Świtaź - Zalesie - ...

14-10-2018: ... - Jezioro Pulemieckie (Pulmo) - Zalesie - Koszary - Olszanka - Grabów - Adamczuki - Zabuże - d. Kol. Wólka Uhruska - d. Opalin - Huszcza - d. Piskorów - (Równo) - d. Wilczy Przewóz - rz. Bug (UA->PL) - Berdyszcze - Dorohusk

Fotorelacja [tutaj].

Poleskim traktem nad Świataź III

Beskid Niski

Sobota, 1 września 2018 · Komentarze(0)
Kategoria poza miastem
Krótka przerwa w drodze powrotnej z Rumunii. Po nocy za kółkiem trzeba się było jakoś rozbudzić.

Pętelka w okolicy bazy namiotowej w Regetowie: Regetów - dolina Regetówki - Jaworzynka - Blechnarka - Wysowa Zdrój - dolina Ropy - Hańczowa - dolina Markowca - Kozie Żebro - Skałka - Skwirtne - dolina Plebańskiego Potoku - (Kwiatoń) - dolina Zdyni - Polana - (Przysłup) - Magura Małastowska - Przełęcz Małastowska - Wierch Wirchne - (Banica) - Kamienny Wierch - Czerteż - Zdynia - dolina Sidławy - trawers: Rotunda - Regetów - dolina Regetówki - Regetów Wyżny - Przełęcz Regetowska - Regetów Wyżny - Regetów


dystans: 73,98 km, czas netto: 5:42:45, suma podjazdów: +1866m.