Oczywiście, że rower to nie wszystko. Ale i tak zazdroszczę tym co mogą jechać kiedy chcą i gdzie chcą.
garmin 16:53 piątek, 28 października 2016
A dojazdy do pracy to w sumie żadne rowerowanie, to puste kilometry jak puste kalorie pochłaniane w śmieciowym żarciu mającym szybko zaspokoić głód albo poprawić nastrój. To odpowiednik codziennego joggingu dla podtrzymania formy fizycznej i zahartowania się na zimne dni. Dwa w jednym - czas, który i tak trzeba poświęcić na dojazd przy okazji odzyskany dla banalnego bycia w ruchu, wytworzenia choćby szczypty endorfin, odpoczynek od codziennych problemów, erzac normalnego życia, próba zmęczenia się ww współczesnym, komfortowym życiu.
Uderz w stół/napisz komentarz a Garmin się rozgada :)
Basik 14:34 piątek, 28 października 2016
Nie targujmy się komu jest rowerowo lepiej. Ja chciałabym jak Ty i inni dojeżdżać do pracy rowerem, ale w moim przypadku to raczej niemożliwe, pozostaje wyskoczyć na wojewódzką po pracy, pod warunkiem, że wrócę o normalnej porze, a o to u mnie coraz trudniej. Nie pisz, że zazdrościsz tym, którzy mogą jechać kiedy chcą i gdzie chcą, bo rower to nie wszystko :)
Ależ się wymądrzyłam :)
Pięć godzin to się rzadko zdarza. Akurat miałem dwa takie dni. Jednego dnia zawiozłem samochód na wymianę opon i wróciłem rowerem, drugiego dnia odwrotnie - pojechałem rowerem i odebrałem samochód. Nie chciałem jechać w ciągu dnia bo bym się wystał w korkach i musiałbym zrezygnować z jazdy rowerem do/z pracy.
garmin 13:17 piątek, 28 października 2016
Ale generalnie to po prostu - zamiast samochodem, do pracy jadę rowerem. W tych godzinach, w których jeżdżę, samochodem jechałbym pewnie tyle samo czasu lub niewiele krócej. ... nie licząc straconych nerwów, nieprzewidywalności oraz dodatkowych kilogramów obrzydliwie obwisłego tłuszczu na brzuchu bo jestem wielkim łasuchem :-)
W zależności od tego o której godzinie mi się akurat uda wyjść z domu/pracy jadę albo najkrótszą, albo średnią, albo dłuższą trasą. W weekendy jest gorzej bo nie ma jazdy do pracy, a dzieci zamiast w szkole, są w domu. Wtedy to już tylko albo wyjazd z dziećmi - a nie zawsze i nie na każdej trasie to jest możliwe, albo kiblowanie w domu i frustracja z braku możliwości pojeżdżenia. Tym bardziej jak jest fajna pogoda.
Pewnie nie muszę pisać o tym, że jazda po mieście, z do pracy, po zakupy, przy okazji załatwiania bieżących spraw, bez względu na pogodę, to nie jest jakaś szczególna przyjemność. To nie to samo co wyskoczyć sobie do pobliskiego lasu, na łąki, czy "na wojewódzką" :-) ... chociaż do lasu mam naprawdę blisko, byłem tam w tym roku mniej niż kilka razy :-(
Zazdroszczę wszystkim tym, którzy mogą jechać wtedy, kiedy tylko mają na to ochotę i tam gdzie tylko mają na to ochotę.
Jak Ty to robisz?! Dzieci, dom, praca i jeszcze pięć godzin na rowerze!
Basik 12:31 piątek, 28 października 2016