Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2016

Dystans całkowity:2206.94 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:108:53
Średnia prędkość:20.27 km/h
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:73.56 km i 3h 37m
Więcej statystyk

2016/04/20 1/2

Środa, 20 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy. Po południu z pracy.

2016/04/19

Wtorek, 19 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy. Po południu z pracy.

2016/04/18

Poniedziałek, 18 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy. Po południu z pracy.

2016/04/16 "W słońcu i w deszczu, z wiatrem i pod wiatr"

Sobota, 16 kwietnia 2016 · Komentarze(19)
Kategoria poza miastem, 500, relaks

Jak zwykle spontan. Niestety. Gdyby to jakoś zaplanować, przygotować, chociaż wcześniej się spakować - byłoby zapewne efektywniej.

Trafił się wolny weekend. Zarezerwowany był od dawna na zupełnie coś innego. Ale skoro pozostał wolny - szkoda by było, gdyby się zmarnował. Za mało, zdecydowanie za mało mam takich możliwości.

Wieczorem w piątek nie miałem energii już dosłownie na nic. Nawet wizja zmarnowanego weekendu nie była w stanie zmobilizować mnie, abym zebrał te parę rzeczy do kupy, abym uzbroił rower, oraz przede wszystkim, abym pomyślał co będę robił, jaką trasą pojadę. Rano się zobaczy.

No i rano się zobaczyło. Niestety sporo czasu to zobaczenie bezpowrotnie zabrało.

Podrzucę relację zaś. Ten 'zaś' to bardzo fajne słowo.

Trasa:
Warszawa – Kąty Grodziskie – Kobiałka – Rembelszczyzna – Kąty Węgierskie – Wola Aleksandra – Stanisławów – Michałów-Reginów – Łajski – Dębe – Lorcin – Chechnówka – Chrcynno – Pniewo – Nasielsk – Pianowo Daczki – Chmielewo – Kowalewice Włościańskie – Strzegocin – Dziarno – Szyszki Włościańskie – Ostaszewo Wielkie – Garnowo Duże – Gołymin Ośrodek – (Wola Gołymińska) – Żabin Łukowski – Łukowo – Wólka Łukowska – Mosaki Stara Wieś – Helenów – Wężewo – Gostkowo – Leszno – Przasnysz – Bartniki – Kuskowo – Szla – Jednorożec – Budziska – Stacja Parciaki – Parciaki – Żelazna Prywatna – Gutocha – Ostrówek – Rzodkiewnica – Krukowo – Surowe – Zakapisze – Kol. Czarnia – (Czarnia) – Mikołajewo – Rutkowo – Lesiny Wielkie – Zieleniec Duży – Lipowiec – Puzary – Gawrzyjałki – Jeruty – (Chochół) – Świętajno – Piasutno – Łęg – Miętkie – Orzyny – Rańsk – (Kałęczyn) – (Grądy) – Rybno – Rozogi – Maradki – Sorkwity – Str. Gieląd – Pustniki – Zyndaki – Warpuny – Burszewo – Śpiglówka – Burszewo – Łężany – Leginy – Robawy – Reszel – Robawy – Święta Lipka – Pieckowo – Pudwągi – Biedaszki – Trzy Lipy – Kętrzyn – Str. Różanka – Nw. Różanka – Siniec – Sińczyk - Solanka – Młynowo – Pyszki - Srokowo – Leśniewo – Stawki – Trygort – Węgorzewo – Ogonki – Pozezdrze – Spytkowo – Gajewo – Giżycko – Wilkasy – Strzelce – Bogaczewo – Kozin – Prażmowo – Szymonka – Woźnice – Mikołajki – Bobrówko – Nowa Ukta – Ukta – Wojnowo – Karwica Mazurska stacja – Ciesina – Hejdyk – Karpa – Łączki – Piątkowizna – Zalas – Wejdo – Zabagnie – Rudne Łyse – Łyse – Myszana – Podladzie – Pieczysko – Lipniki – Kłodziny – Brzeziny – Szafranki – Sul – Warchoł – Golanka – Kapuściska – Kadzidło – Jeglijowiec – Stara Wieś – Koci Lasek – (Czarnotrzew) – Baranowo – Majdan – Gaczyska – (Wólka Rakowska) – Wólka Drążdżewska – Drążdżewo – Drążdżewo Małe – Nowy Krasnosielc – Ciaki – Łazy – Nowe Płoniawy – Płoniawy Bramura – Gadomiec – (Wielodróż) – (Szczuki) – Krasne – Helenów – Mosaki Stara Wieś – Chełchy Iłowe – Chełchy Klimki – Karniewo – Byszewo – Czarnostów – Gościjewo – Głodowo – Przemiarowo – Kleszewo – Pułtusk – Kacice – Koziegłowy – Niestępowo Nw. - Pokrzywnica – Budy Obrębskie – Trzepowo – Klusek – Wierzbica – Serock – Stasi Las – Zegrzynek – Borowa Góra – Jadwisin – Zegrze Południowe – Wieliszew – Łajski – Michałó-Reginów – Stanisławów – Wola Aleksandra – Kąty Węgierskie – Michałów Grabina – Kobiałka – Kąty Grodziskie – Warszawa

Suma podjazdów 2528m (wg wskazań licznika).



Nigdy wcześniej, nie licząc piątkowego kółeczka pod domem, aby sprawdzić, czy w ogóle będę w stanie na takim rowerze pojechać, szosą nie jechałem. Ba - nie jechałem chyba nigdy na żadnym rowerze z tak wąskimi kołami, a już na pewno nie miałem w ręku baranka.

Moje SUBIEKTYWNE wrażenia po tym pierwszym razie:

Jeżeli droga jest asfaltowa i ten asfalt jest równiutki, a jeszcze lepiej, jeżeli wiatr przy tym zbytnio nie przeszkadza jest ... zajeb... Bez wysiłku i z nieskrywaną radością można sobie pośmigać, rower wspaniale przyspiesza, czuje się ten przysłowiowy wiatr we włosach. Cieszę się, że mam szosę! Średnią na pierwszych 300km miałem ponad 29km/h - wynik jak dla mnie kosmiczny.

Jeżeli droga jest asfaltowa, ale asfalt jest nierówny (i nie mam na myśli dziur) - np. jak na wielu mazurskich bocznych drogach to jedzie się w miarę, ale jakiejś wyraźnej korzyści w stosunku do roweru górskiego nie odczułem. Wręcz przeciwnie, odniosłem wrażenie, że na moim góralu takie odcinki pokonałbym może nawet trochę szybciej, a już na pewno swobodniej i chyba lżej.

Jadąc w nocy, tym bardziej jak pada, są kałuże, światło lampy odbija się od mokrego asfaltu musiałem bardziej uważać na stan nawierzchni. na góralu bym się tym w zasadzie nie przejmował.

Jeżeli droga nie jest asfaltowa ... niestety szosa strasznie mnie ograniczała - miejsca, przez które góralem przejechałbym "z palcem ..." musiałem omijać. Nie będę ukrywał, że jest to dosyć upierdliwe bo wymaga szczegółowszego planowania, ogranicza swobodę no i takie miejsca zwykle są o wiele fajniejsze. No ale coś za coś - świadomy wybór.

Wyjazd z miasta i poruszanie się po mieście - koszmar. Góralem przejadę zawsze i wszędzie, szosą niekoniecznie. Stan nawierzchni (np. wyjazd Głębocką z W-wy) w wielu miejscach sprawiał, że szosa tylko mnie spowalniała. Podobnie w miejscach, gdzie idą DDRy.

Baranek - fajna sprawa. Chociaż dłonie nie bolały mnie już dawno tak, jak w ten weekend. Na prawej dłoni mam odcisk (!). Dolny chwyt - cudo. W niedzielę prawie cały czas jechałem w dolnym chwycie (a raczej chwytach - mam na myśli głębszy i płytszy). Jak się przyzwyczaiłem to trudno mi było powrócić do pozostałych chwytów. Nagle czułem wtedy, że jak bym nie miał mocy. Nie wiem czy to kwestia mniejszych oporów powietrza czy optymalnego do pedałowania ułożenia ciała - ale po prostu czułem, że jadąc w dolnym chwycie mogę o wiele efektywniej napędzać rower. Pod koniec, w górnych chwytach czułem się tak, jak bym jechał na trekingu i natychmiast przechodziłem do dolnego chwytu. Miodzio!

Całą noc jechałem w deszczu. Ślisko nie było, ale zauważyłem, że szosa strasznie zbiera piach z jezdni. Myślałem, że to "czysty sport" - tymczasem napęd, hamulce i ja cały, wszystko było uwalone i zapiaszczone (przypomnę - jechałem asfaltami!).

Karbon okazał się naprawdę świetnie pracować. O ile na początku jeszcze zwracałem uwagę na nierówności, o tyle w niedzielę już ciąłem jak leci. Trochę się boję o koła i o ramę, ale jeżeli chodzi o komfort to jedzie się jak z tłumikiem drgań.

Napęd działał wyśmienicie. Trochę się boję co będzie jak się trochę zużyje, zabrudzi, itp. Bez tego jechałoby się zdecydowanie gorzej. Możliwość szybkiej zmiany przełożeń, także na podjazdach, leciutko, we wszystkich chwytach - to było dla mnie coś. Miłe stopniowanie. Ale na góry to moim zdaniem by było za twardo.

Pakowaność roweru ograniczona. Miałem dwa bidony (na ramie), podsiodłówkę (niedocelową), na kierownicy uprząż na worek i torba, na ramie tankbag. To trochę mało, ale z drugiej strony przecież nie chodzi o to, żeby dużo wozić, tylko aby mieć to, co jest niezbędne.

Co ciekawe szosa zmienia postrzeganie. O ile jadąc góralem jest się niewidzialnym dla innych rowerzystów, to jak się jedzie na szosie, to nagle zaczynają człowieka pozdrawiać.

Wiadomo, że tak jak nie należy wychodzić w góry na dłuższą wycieczkę w nierozchodzonych butach, tak pewnie nie powinno się ruszać w dalszą drogę na nowym rowerze. Niestety nie miałem innej możliwości. Nie wiem czy rozmiar roweru jest dostosowany do mnie. Myślę, że można by go odpowiednio wyregulować. I tak jest nieźle bo bolały mnie praktycznie tylko dłonie (bardzo bolały), o tyłku wolę nawet nie wspominać - już nie pamiętam kiedy mnie tak bardzo bolała na ta część ciała. Za to plecy i kark pobolały tylko chwilę, jakoś na drugiej, może trzeciej setce jazdy.

Celowo nie zabrałem butów SPD tylko zwykłe skórzane górskie buty trekingowe. Spodziewałem się, że w nocy będzie zimno, miało też lać (w butach i tak było full wody, wlatywała po spodniach a nie zabrałem ze sobą stuptutów - jeszcze po powrocie do domu w butach było mokro). Poza tym, bałem się, że w butach SPD nie będę w stanie zmieniać pozycji stopy, a na platformach można to robić w zasadzie cały czas. Ciekawi mnie czy buty SPD pozwalają efektywniej pedałować.

Wydaje mi się, że szosa bardzo ogranicza dostęp do fajnych miejsc biwakowych. Próba zagłębienia się w las czy łąkę, przejazd polnymi drogami, szybka lustracja kilku miejsc - to wszystko przy użyciu szosy może być mocno utrudnione. A spanie przy asfalcie to już nie jest taka przyjemność - raczej po prostu nocleg dla przespania się i odpoczynku, a nie fajny biwak dla przyjemności biwakowania.

Jak w poniedziałek rano wsiadłem na rower, którym jeżdżę do pracy wydał mi się mułowaty i prosty jak treking. W drodze do pracy trochę się przyzwyczaiłem, ale nie czułem się na nim tak zwiewnie jak wcześniej. Za to z wielkim strachem siadałem na siodełko (na krzesło trudno mi nadal usiąść). Mój najsztywniejszy Brooks (najgorszy, tan na miasto) okazał się być miękki i wygodny jak ulubiony fotel.



Z Warszawy wyjechałem ul. Głębocką. Stan nawierzchni raczej pod fatbike niż pod szosę. Lokalnymi drogami docieram do Michałowa. W tym miejscu przecinam prowadzącą na Mazury "61-kę" - na drodze tłok jak zwykle.


W Dębem na zaporze. W tle Narew poniżej elektrowni. W dzieciństwie przyjeżdżałem tu wałem z Nowego Dworu Mazowieckiego na wycieczki rowerowe.


Pierwsza kawa dopiero w cukierni w Nasielsku.


W drodze.


Przasnysz. Dworzec kolei wąskotorowej.


Na stacji kolejki wąskotorowej w Przasnyszu.


Jest i rowero-drezyna. Niestety przypięta łańcuchem do torowiska.


Przegryzka. Tym razem nietypowo - kuchnia "wschodniopodobna". Przy okazji można zaplanować dalszy przebieg trasy.


Obrazek z dzieciństwa.


Uwielbiam pastwiska.


Parciaki Stacja - tędy już nic nie pojedzie.


Sielsko.


Uwielbiam nadrzeczne łąki.


Kiedy wjeżdżam na teren dawnych Prus zawsze towarzyszą mi silne emocje. Bardzo lubię to dawne pogranicze. Nadal w terenie wyraźnie widać przebieg dawnej granicy.


Zaraz za granicą pierwszy zapomniany cmentarz.


Kawałek dalej w lesie kolejny.


Oni zostali tu na zawsze. Sami.


Czy to aby na pewno już wiosna?


Mural.


Po takim asfalcie można śmigać.


Malownicze aleje przydrożnych drzew.


Bardzo lubię takie drogi.


Pomimo długiej drogi nie napotkałem sklepu, pod którym nie miała by miejsca jakaś zakrapiana impreza. Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie to, że miałem ochotę choć chwilę po prostu posiedzieć i w spokoju zjeść. W końcu zrobiłem zakupy i stanąłem pod drzewem przy drodze. Ale to prawda, że z pełną buzią nie powinno się robić zdjęć bo nie wychodzi się wtedy najlepiej.


Mniej więcej o godz. 18 zaczęło padać. Momentami lało. I tak już prawie do rana. W międzyczasie trafił się pierwszy bruk.


Bruk doprowadził do kolejnego bruku.


Góralem po prostu pojechałbym dalej. Na szosie nie wypadało. Skończyło się zawrotką i zmianą trasy.


Niemal jak przysłowiowe "światełko w tunelu".


Reszel - nie planowana wizyta.


Każdy kto jechał P1000J zna to miejsce.


Święta Lipka.


Trafiła się sucha ławka to odpoczęliśmy tu sobie chwilkę.


Kętrzyn.


Ta stacja niemal mnie uratowała. Byłem mokry i zziębnięty. Tak niefortunnie ułożył się przebieg trasy, że to była chyba pierwsza stacja po drodze.


Węgorzewo - destynacja tej podróży.


Węgorzewo.


Przystań w Węgorzewie.


Przedświt nad jeziorem Niegocin.


W drodze.


Przed świtem przestało padać. Ale w butach nadal było mokro.


Przystań w Mikołajkach.


Krutynia w Ukcie.


Sosny w Puszczy Piskiej.


"Jasna długa prosta" przez Puszczę Piską.


W drodze.


Dzieci, jak tylko mnie zobaczyły, od razu postanowiły się ze mną ścigać. 


Powrót.


Wystarczyła jedna deszczowa noc, aby nowy łańcuch trzeba było posmarować.


Wierzby - mijałem ich bardzo wiele, ale nie umiałem tak sfotografować, aby oddać ich piękno.


Pierwszy wyjazd z barankiem zaowocował odciskiem na dłoni.


W drodze.


"Ubytki w jezdni" - jadąc szosówką zaczyna się zwracać uwagę na takie drobiazgi.


Takie miejsca lubię.


Wierzby.


W Zegrzu na moście. ... kto jeszcze pamięta stary most i korek ciągnący się w weekendy na kilkanaście kilometrów, a czasem i więcej.


Do wakacji jeszcze kawał czasu, a przejazd przez Zegrze jak zwykle w korku.


Pod Stadionem Narodowym - tym razem dla odmiany na koniec.



Ponoć "szosa" to czysty sport.


Szosa - czysty sport.


"Sześćsetka" zaliczona!





2016/04/15

Piątek, 15 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy.

2016/04/14 2/2 "Coming out"

Czwartek, 14 kwietnia 2016 · Komentarze(0)

Kilka miesięcy temu zamieszkał w mojej sypialni Duch. Zima nie sprzyjała spacerom, ale wreszcie zebrałem się i wyjechaliśmy na przejażdżkę. Duch, jak przystało na  rasowego ducha jest biały, lekki i zwiewny. Nie wiem jeszcze jakie jest jego "gender". Jedno jest pewne, jeszcze nigdy nie jechałem rowerem, który by tak przyspieszał, wystarczy lekko depnąć i ... odlatuje. Chyba się zaprzyjaźnimy,  a może nawet pokochamy. Gdyby jeszcze nie ten wiatr, który nie wiem skąd wieje, ale wciąż, gdzie by nie jechać od kilku dni mi przeszkadza.


2016/04/14 1/2

Czwartek, 14 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy.

2016/04/13

Środa, 13 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy.

2016/04/12

Wtorek, 12 kwietnia 2016 · Komentarze(0)
Rano do pracy (okrężną drogą). Po południu z pracy.